Dzisiaj wpis nietypowy, pewnie pierwszy i ostatni taki. Więc nie będzie nic o amerykańskiej podróży. Będzie o łódzkim getcie. Tekst dosyć długi i niewesoły, ale polecam.
Wrocławska, Rybna, Bazarowa, Zgierska, Rynek Bałucki, Łagiewnicka, Franciszkańska, Inflancka, Lutomierska, Drewnowska – to moje ulice, bałuckie ulice, a jednocześnie ulice łódzkiego getta. W ostatnim czasie mocno mnie temat łódzkich Żydów i łódzkiego getta wciągnął. Niezwykła, okrutna, wielowątkowa i dramatyczna historia. Impulsem wyjściowym do zainteresowania się tą tematyką był kolejny zgrzyt w stosunkach polsko – izraelskich i publikacja prof. Grabowskiego i prof. Elgenking „Dalej Jest Noc”. Więc podobno Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki i nikt tak gorliwie nie zabijał Żydów w czasie wojny jak Polacy właśnie. W jednym z poprzednich moich wpisów, w części „i nie tylko” opisałem jak wyglądały relacje polsko żydowskie w miejscowości Serokomla w województwie lubelskim. To wspomnienia mojego teścia, który dobrze te wojenne i powojenne historie pamiętał i o nich opowiadał, Nie widzę powodu żeby do jego wspomnień podchodzić z podejrzliwością. To prawdziwe historie, i zupełnie nie pasują do tez zawartych we wspomnianej publikacji. Podaję adres strony, gdzie można te spisane przeze mnie wspomnienia przeczytać: http://stany-i-nie-tylko.blogspot.com/2018/03/podroz-2016-wstep-i-jak-zawsze-troche-o.html Fragment dotyczący Serokomli jest na końcu wpisu.
Ciekawą pozycją opisującą losy Żydów mieszkających na terenie Polski i kształtowanie się relacji polsko - żydowskich jest książka dr Ewy Kurek – „Poza Granicą Solidarności”. Książka jest dostępna w Internecie i można ją ściągnąć bezpłatnie w formacie PDF. W tej publikacji nie zaprzecza się, że zjawisko antysemityzmu w Polsce istniało, ale jest to przedstawione w szerszym kontekście - relacji wzajemnych. Duża część książki poświęcona jest kształtowaniu się relacji polsko – żydowskich od czasów króla Kazimierza Wielkiego. Opisany jest wpływ na te relacje obydwu religii, czasów gdy Polska była pod zaborami, ideologii komunistycznej i państwa sowieckiego. Tak jak przed II wojną światową istniał w Polsce antysemityzm i nie można temu zaprzeczyć, tak istniał również antypolonizm. Główna część książki dotyczy zachowania Żydów i Polaków w czasie II wojny światowej. Książka jest na pewno godna polecenia. Według dr Kurek, Żydzi mieszkający na terenach Polski w większości nie czuli się związani z naszym państwem. Mieszkając od stuleci w Polsce, w przeważającej masie nie znali i nie posługiwali się jeżykiem polskim. Utrata przez Polskę niepodległości i rozbiory – to nie stanowiło dla nich problemu, bowiem ziemia na której mieszkali nie zniknęła, ich domy pozostały, a że zmieniła się władza to i cóż. Tak samo dobra polska władza jak i rosyjska, czy niemiecka, albo tak samo zła. To był fakt bez większego znaczenia. W miastach Żydzi zasiedlali całe dzielnice, takie jak Kazimierz w Krakowie, czy Bałuty w Łodzi, niechętnie widząc w tych dzielnicach rodziny nieżydowskie. Czyli zgodnie z tezami dr Kurek, coś w rodzaju gett żydowskich istniało już przed wojną. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę po I wojnie światowej, środowiska żydowskie wystąpiły z postulatem uzyskania autonomii dla terenów, dla dzielnic, gdzie mieszkali. Chcieli na tych terenach własnych władz i własnego prawa. Chcieli żyć w Polsce, ale osobno, bo sprawy polskie i sprawy żydowskie to zupełnie różne sprawy. Wejście Niemców do Polski - według dr Kurek - niektórzy żydowscy przywódcy postrzegli jako szansę na uzyskanie autonomii. Nikt wtedy, w pierwszych miesiącach, w pierwszych latach wojny, nie przypuszczał, nie zakładał, że Niemcy postanowią wymordować całą ludność żydowską. Przywódcy żydowscy – Czerniakow w Warszawie, czy Rumkowski w Łodzi wręcz ochoczo współpracowali w Niemcami przy tworzeniu gett. Mury getta warszawskiego zostały sfinansowane i zbudowane z pieniędzy gminy żydowskiej. W zagładzie Żydów, w organizacji wywózek do obozów zagłady istotną rolę pełnili sami Żydzi, zarówno Ci, którzy pracowali w administracji getta, jak i przede wszystkim policja żydowska, która dla swoich rodaków była wyjątkowo okrutna i gorliwie brała udział w wywózkach. Pani Kurek w swojej książce opiera się na żydowskich materiałach źródłowych. Cytuje obszernie fragmenty dziennika Czerniakowa – prezesa Żydowskiej Gminy Wyznaniowej, który w pierwszych miesiącach wojny był codziennym gościem w gmachu SS w Warszawie, gdzie wspólnie z Niemcami opracowywał szczegóły dotyczące powstania getta warszawskiego. Podobnie było w Łodzi, gdzie Przełożonym Starszeństwa Żydów został Chaim Rumkowski, zwany przez mieszkańców getta królem Chaimem. W przypadku Łodzi bezcennym źródłem wiedzy o tworzeniu getta i życiu w nim jest cytowana przez dr Kurek Kronika Getta Litzmannstadt, spisywana przez urzędników pracujących w administracji getta. To niemal codzienne zapiski dotyczące życia w getcie. Pani Kurek nawiązuje w swojej książce często do „Kroniki”. Postanowiłem sprawdzić czy da się „Kronikę” kupić. Dało się. Jest to obszerne 5 tomowe wydawnictwo, zawierające prawie 3000 stron. Wydanych zostało zaledwie 500 egzemplarzy, ale na Allegro można było Kronikę zamówić. Przeglądam, czytam, porównuję z tezami dr Kurek, z tezami Grabowskiego. Na podstawie dotychczasowej lektury „Kroniki” nie można moim zdaniem powiedzieć, że Żydzi zamykali się w getcie ochoczo, ciesząc się uzyskaną autonomią i że ich los na początku wojny nie był taki bardzo zły. To bzdura. A taka teza w książce dr Kurek jest stawiana. Los Żydów łódzkich był zły, był tragiczny od samego początku wojny. I fakt, że żydowska elita miała się całkiem dobrze, tej generalnej mojej oceny nie zmienia.
Kronika Getta Litzmannstadt to beznamiętna relacja urzędników pracujących w getcie, relacja nie bez elementów autocenzury. W „Kronice” znajdziemy różne informacje - Ile osób w danym dniu zmarło, ile dzieci się urodziło, ile było samobójstw, ile osób skazano na więzienie, jakie w danym dniu były ceny na czarnym rynku, jaka była pogoda, jakie były przydziały żywnościowe, jaka była wielkość produkcji tak zwanych resortów, jakie odbyły się nowe przedstawienia, rewie czy koncerty w Domu Kultury na ulicy Krawieckiej, jakie wydano nowe zarządzenia, ile osób w danym dniu „wsiedlono” do getta, a ile „wysiedlono”, przy czym zwłaszcza to drugie słowo zupełnie nie pasuje do sytuacji. Bo wysiedlenie oznaczało wywózkę do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem lub do Oświęcimia - Brzezinki i śmierć. Autorzy „Kroniki” doskonale o tym wiedzieli, ale o tym akurat nie pisali. Pomijano w Kronice fakty skrajnie niewygodne dla elity zarządzającej gettem z Chaimem Rumkowskim na czele. Ale mimo tej ułomności, Kronika to doskonałe świadectwo historyczne. Świadectwo wstrząsające.
Getto miało coś w rodzaju autonomii, ale to Niemcy wytyczali kierunki, a władza żydowska z Rumkowskim na czele wypełniała te kierunki treścią, posługując się typowymi atrybutami władzy, czyli rozbudowaną administracją z wieloma wydziałami, policją żydowską, sądami, więzieniami i innymi sposobami nacisku. To Chaim Rumkowski, pełniący stanowisko Przełożonego Starszeństwa Żydów, był w łódzkim getcie władzą najwyższą, kimś w rodzaju króla, choć w swoich codziennych działaniach nie mógł wyjść poza ramy wytyczone przez Niemców. Mógł bez przeszkód opuszczać getto, mógł spotykać się bez ograniczeń z niemieckimi władzami, witał Himlera na Bałuckim Rynku i z dumą prezentował osiągnięcia produkcyjne zakładów wytwórczych getta. Rumkowski zmienił getto w wydajny obóz pracy. Buty, czapki, nauszniki, mundury i wiele innych wyrobów potrzebnych armii niemieckiej było produkowanych w łódzkim getcie.
Niektórzy historycy widzą w Rumkowskim postać wybitną, dzięki któremu getto łódzkie przetrwało najdłużej (zostało zlikwidowane jako ostatnie getto w Polsce) i dzięki któremu niewielka część mieszkańców getta przeżyła wojnę. Gdyby front posuwał się szybciej, to kto wie, może cel który wytyczył sobie Rumkowski byłyby osiągnięty. Tym celem było ocalenie jak największej części mieszkańców getta. Inni historycy widzą w nim paskudnego kolaboranta zasługującego wyłącznie na niesławę i potępienie. Niemcy nie musieli angażować własnych sił przy realizacji swoich zbrodniczych celów. Mieli Rumkowskiego, który wykonywał za nich czarną robotę. Według niepotwierdzonych przekazów, Rumkowski wywieziony w sierpniu 1944 roku do Oświęcimia, skończył życie zatłuczony na śmierć przez innych łódzkich Żydów, a według wersji najczarniejszej został wrzucony przez nich żywcem do pieca krematoryjnego.
A jakie wnioski można wysnuć czytając samodzielnie Kronikę Getta Litzmannstadt i inne źródła ? Dla mnie Rumkowski był postacią niejednoznaczną. Był wybitnym organizatorem i człowiekiem niezwykle pracowitym. Zapewne dzięki niemu getto przetrwało prawie do końca wojny. I powtórzę - gdyby front dotarł do Łodzi kilka miesięcy wcześniej, to być może cel jaki sobie wytyczył zostałby osiągnięty. Ale Niemcy byli szybsi. Prawie wszyscy mieszkańcy łódzkiego getta, których na początku 1942 roku było 150.000 zostali wymordowani. Szansa była, ale uratowały się nieliczne jednostki. W getcie została garstka wybrańców prowadzących prace porządkowe, i choć dla tej garstki były też już wykopane doły, im się udało.
Rumkowski jako człowiek posiadający ponadprzeciętne talenty kochał jednocześnie ponadprzeciętnie władzę. Król Chaim – to określenie nie wzięło się znikąd. Gdy zwykli ludzie umierali z głodu, urzędnicy z zarządu getta, kierownicy zakładów produkcyjnych i inni protegowani Króla mieli prawo do urlopu i do regeneracji sił w domach wypoczynkowych, które powstały w getcie na osiedlu Marysin. Z tych domów wypoczynkowych korzystała wyłącznie elita. W „Kronice” są zamieszczone zdjęcia zarówno żydowskiej biedoty jak i zdjęcia elity – pań w eleganckich sukniach, panów w garniturach, pod krawatami, siedzących w pierwszych rzędach na przedstawieniach w Domu Kultury. Czyli była w getcie „władza” i był prosty lud, a pomiędzy nimi była przepaść. Prezes Rumkowski korzystał z domu położonego w zielonej dzielnicy Marysin, miał też mieszkanie na ulicy Łagiewnickiej w centrum getta. Do pracy przyjeżdżał elegancką dorożką. Do dorożki był zaprzęgnięty wspaniały biały koń, powoził stangret w nieskazitelnie białym stroju, a Król Chaim, elegancko ubrany, siedział z tyłu. Komentarz zbędny. Adam Czerniaków przywódca w getcie warszawskim pisał o Rumkowskim „Jest to samochwalec. Zarozumiały i głupi”, a Emanuel Ringelblum, autor „Kroniki” getta warszawskiego pisał: „jest to starzec lat około 70, człowiek w niezwykłych ambicjach i trochę stuknięty. Opowiadał cuda o łódzkim getcie. Jest tam państwo żydowskie z 400 policjantami, z trzema więzieniami. Uważa się za pomazańca bożego”. Z kolei według Marka Edelmana postawa Rumkowskiego była na rękę Niemcom, bo wykonywał za nich robotę i nie musieli angażować do tego żołnierzy niemieckich. Więc tylko kolaborant ? Na pewno nie tylko, ale szukając plusów tej postaci, trzeba jednak dodać do tego „nie tylko” określenia też takie jak despota nie znoszący sprzeciwu i zwykła kanalia. Od niego zależał los podległych mu urzędników, mógł wiele dać i mógł też wiele zabrać, wyrzucając z pracy i skazując tym samym na skrajną biedę i głód. A i kara najwyższa, czyli „wysiedlenie” wchodziła w grę. Lubił chodzić z „trzcinką” i lubił jej często używać. Jego inspekcje budziły strach. Wystarczyło, że kucharka w kuchni gotującej posiłki dla elity miała źle zawiązany fartuch i tylko z tego powodu „trzcinka” byłą w użyciu. Mimo sędziwego już wieku, dużo energii poświęcał na seksualne molestowanie podległych mu pracownic. Jest na ten temat wiele relacji, w tym wspomnienia pani Lucille Eichengreen, która w wieku 17 lat trafia do getta. Wywieziona w sierpniu 1944 roku do Oświęcimia doczekała wyzwolenia obozu i ostatecznie zamieszkała w Kalifornii. Szczegóły jej wspomnień na ten temat pominę. Chaim Rumkowski miał zatem cechy kanalii i miał też cechy wybitnego przywódcy. Był ofiarą Holocaustu , był w jakimś stopniu opiekunem i jednocześnie katem dla łódzkich Żydów. Co w tej postaci przeważało ? Trudno oceniać na podstawie tylko lektur. To były straszne czasy i oceniając to z perspektywy dnia dzisiejszego można pobłądzić. Wydaje się jednak, że Rumkowski to bardziej kanalia niż wybitny przywódca.
Najtragiczniejszym wydarzeniem w łódzkim getcie była tak zwana wielka szpera. Niemcy oświadczyli Rumkowskiemu, że z getta mają zniknąć dzieci do lat 10 i starcy (!) powyżej 65 roku życia. Mają być „wysiedleni”. I co wówczas zrobił Rumkowski. Wygłosił słynne przemówienie na Placu Strażackim 4.09.1942 roku: „W moim wieku muszę rozłożyć ręce i błagać. Bracia i Siostry ! Oddajcie mi je ! Ojcowie i matki oddajcie mi swoje dzieci ! Wczoraj po południu dali mi rozkaz wysłania poza getto więcej niż 20000 Żydów, a jeśli nie, „my to zrobimy”. Pytanie jakie powstało, to czy my mamy to wziąć na siebie, zrobić to sami, czy zostawić to innym do zrobienia ? Więc my, to znaczy ja i moi najbliżsi współpracownicy pomyśleliśmy najpierw nie o tym ilu z nas zniknie, ale jak wielu jest możliwe ocalić. I doszliśmy do konkluzji, że jakby to nie było dla nas trudne, powinniśmy wcielić ten rozkaz w życie własnymi rękami. Muszę przygotować tę trudną i krwawą operację, muszę odciąć gałęzie, żeby ocalić pień. Muszę zabrać dzieci, bo jeśli tego nie zrobię, inni też mogą być zabrani”.
W pierwszej kolejności ewakuowano szpitale z których wywieziono wszystkich chorych. A potem zaczął się straszny czas „wielkiej szpery”. Do akcji „wysiedlenia” dzieci i osób wiekowych administracja getta przystąpiła z zaangażowaniem. Na podstawie ksiąg meldunkowych powstawały listy osób przeznaczonych do „wysiedlenia” z ich adresami. Pracownicy wydziału meldunkowego pracowali na trzy zmiany. Początkowo do akcji skierowano wyłącznie policję żydowską. Ta się starała jak tylko mogła, Policjantom żydowskim złożono obietnicę, że ich dzieci nie będą „wysiedlone” o ile będą pracować wydajnie, zgodnie z oczekiwaniem władz. Ale łatwo nie było i tutaj cytat z „Kroniki”:
„Oczywiście matki bronią się (…). Szarpią się z żydowskimi policjantami, przytrzymują dzieci resztkami sił, dopóki nie rzuci się na nie trzech, czterech, lub więcej policjantów i nie wyrwie im dzieci z objęć (…) Dzieci wsadzone na wozy zachowują się różnie w zależności od wieku – są albo spokojne albo zrozpaczone. (…) Młodsze szeroko otwierają swoje wielkie (…) oczy i nie widzą co robić. Wsadzono je na wóz, po raz pierwszy w swym życiu są na wozie, który będzie ciągnął prawdziwy koń. Ho , ho zanosi się na wesołą przejażdżkę. Niejeden maluch aż podskakuje z radości (… ) a tymczasem matki bliskie obłędu leżą na ulicznym bruku i wijąc się z rozpaczy rwą sobie włosy z głów. Z jakiejś sutereny dwaj policjanci wyciągają młodą matkę z mniej więcej czteroletnią dziewczynką. Śliczna słodka blondyneczka tuli się do piersi matki, rączki ściskają matczyną szyję. Matka uciekając przed żydowskimi policjantami gna z jednego końca podwórza w drugi, krzycząc w niebogłosy. Kopie policjanta, który raz za razem próbuje pochwycić dziecko. Wtedy na ratunek rzuca się jej mąż. Z nim nie trzeba obchodzić się już tak delikatnie. Dostaje kopa w tyłek, upada i zwija się z bólu. Pomocnik jest załatwiony (…) Któryś odważniejszy sługa porządku naskakuje na kobietę i wyrywa jej dziecko, inny powala ją na ziemie. Dzieło zakończone. Do następnej. Biedna matka nie wyszarpnęła noża, nie wyciągnęła siekiery, nie użyła nawet swoich własnych paznokci. Ale potrzeba było całe pół godziny walki, żeby jej odebrać dziecko”
To nie było właściwe tempo. Bo jakże to tak – aż czterech żydowskich policjantów wyrywało jedno dziecko. Z inną matką trzeba było szarpać się pół godziny. Za długo. A przecież na czas „wielkiej szpery” był zakaz wychodzenia z domu zarządzony przez Prezesa Rumkowskiego, „resorty” nie produkowały towarów potrzebnych armii niemieckiej, jedno wielkie marnotrawstwo. Akcja musiała nabrać tempa. Niemcy włączyli się do niej czynnie, choć główną rolę w dalszym ciągu pełniła policja żydowska. Otaczała ona dom po domu. Na podwórko takiego domu wchodzili gestapowcy – jeden, lub dwóch i liczna grupa policjantów żydowskich i członków żydowskiej straży pożarnej. Gestapowcy wystrzelili raz lub dwa razy w powietrze, żeby wszyscy wiedzieli, że żartów nie ma. Więc wszyscy mieszkańcy w ciszy i szybko ustawiali się na podwórku. Policja żydowska przeszukiwała w tym czasie mieszkania, aby znaleźć i wywlec na podwórze ewentualnych ukrywających się. Następnie gestapowcy dokonywali szybkiej selekcji, takiej już na oko, żeby było szybciej. Dziecko niewyrośnięte, więc pewnie nie ma 10 lat – na wóz. Siwy człowiek – pewnie przekroczył 65 lat – więc to starzec, na wóz z nim. A wozy oczywiście żydowskie, policja żydowska, organizacja całości aż do granic getta – żydowska. Tylko dalszy transport do obozu w Chełmnie nad Nerem już niemiecki. A tam stosunkowo miłe przyjęcie, pełne uprzejmości, i informacja, że to obóz przejściowy przed wywózką w głąb Rzeszy. No ale teraz trzeba się rozebrać, bo trzeba zbadać stan zdrowia przed wyjazdem, trzeba zejść do piwnicy w celach higienicznych i ewentualnego odwszawienia. A dalej już uprzejmości się kończyły. Pojawiały się w rękach gestapowców pały i zaczynał się etap brutalnego zaganiania do samochodów ze szczelnymi „budami”, gdzie po kilkadziesiąt lub więcej osób było zagazowywanych spalinami. Tak do 150 osób w jednym samochodzie. I w ten sposób w Chełmnie nad Nerem zamordowano blisko 80.000 tylko łódzkich Żydów. I w tym śmiertelnym korowodzie brał czynny udział Przełożony Starszeństwa Żydów Chaim Rumkowski, brali udział jego bliscy współpracownicy, brała wyjątkowo aktywny udział jego policja żydowska, ale przede wszystkim odpowiedzialni byli niemieccy zbrodniarze. Polacy nie byli w to zaangażowani w najmniejszym stopniu. Więc dlaczego na siłę to nam, Polakom, chce się przypisywać winę innych ?
Ale wiem, łatwo pisać leżąc na kanapie w ciepłym pokoju, po dobrej kolacji i dwóch kieliszkach śliwowicy. Łatwo opisywać udział policjantów żydowskich w zagładzie Żydów i udział ich szefa Króla Chaima, nie żyjąc w tych czasach. Ale to nie takie proste do oceny. Czy możliwy zatem był bunt, czy możliwe było wzniecenie powstania zamiast karnej realizacji niemieckich rozkazów ? Oczywiście że tak. Tylko zapewne getto nie przetrwałoby tak długo. Czy będąc mieszkańcem getta każdy z nas odmówiłby wstąpienia do policji żydowskiej mając do wyboru głód i nędzę z jednej strony, i w miarę bezpieczny i pozbawiony głodu los z drugiej strony. Czy mając do wyboru – twoje dzieci przeżyją, ale musisz brać udział w zagładzie dzieci sąsiadów, byłby dla każdego z nas wyborem prostym ? Na takie pytania nie ma prostych odpowiedzi. Zapewne policjant żydowski wmawiał sobie, że bierze udział w wysiedleniu, ale nie w zbrodni. Ale przecież kto jak kto, ale Rumkowski znał prawdę. Miał nadzieję, że getto wraz z większością mieszkańców przetrwa, ale musiał wiedzieć, że takie obrazki jak ten poniższy to nie wycieczka szkolna do parku, ale wycieczka do samochodowej komory gazowej.

Przywódca Żydów warszawskich Czerniakow znalazł się w podobnej sytuacji jak Rumkowski. Nie podporządkował się – popełnił samobójstwo.
A co z polskim antysemityzmem. Był. Miał swoje racjonalne przyczyny, choć zapewne nie tylko i pisze o tym dr Kurek w swojej książce. W wielu książkach, których akcja dzieje się na przełomie XIX i XX wieku Żydzi to Judasze, antychryści, „żółtki”, mordercy Jezusa. Krążyły też pogłoski, że Żydzi wyłapują polskie dzieci i dokonują rytualnych mordów. W Łodzi popularne było żydowskie powiedzenie – „wasze ulice, nasze kamienice”. Ale choć każde „coś” bierze się z ”czegoś” to pewnych słów nie da się obronić. Nie zapomnę jak na pewnm przyjęciu, dawno już temu, jeden z gości przy okazji takiego ogólnego narzekania, stwierdził – bo to wszystko przez to, że Hitler się opierd… ł i nie zrobił porządku do końca. A wracając do „Kroniki” przytoczę fragment, który nie stawia polskich obywateli Łodzi w korzystnym świetle.
„Granice getta zostały powiększone i uniknięto w ten sposób dawnych scysji z ludnością chrześcijańską, zamieszkałą przy ulicach prowadzących na cmentarz. Krew w żyłach stygła, gdy przyglądano się bezczeszczeniu trupów, wożonych na cmentarz, a orszak żałobny był stale narażony na wyzwiska i obrzucanie kamieniami. Było to tym bardziej smutne, bo pochodziło od dawnej tutejszej ludności, która przejawiała w tym ogrom zdziczenia”. No cóż, pewnie to prawdziwy opis, i czytając to trudno nie być zażenowanym..
Myślę, że bardzo prawdziwym filmem o tamtych złych czasach jest „Pianista” Polańskiego. Nie widać w nim radości z tworzenia getta warszawskiego, co przeczy tezom dr. Kurek. Widać za to zło wojny od samego jej początku, zło które w największym stopniu spotkało Żydów. Dla mnie szokiem były sceny z policją żydowską. Nie wiedziałem wcześniej na ten temat nic. I widok tych potężnych facetów w czapach z otokiem, w błyszczących oficerkach, w eleganckich płaszczach i z pałami w rękach, którymi lali swoich współobywateli był czymś absolutnie szokującym. I chwała Polańskiemu, że to pokazał.
I na koniec tego tekstu zdjęcie pola gettowego na cmentarzu żydowskim w Łodzi. To tutaj chowano zmarłych w getcie. Leży tutaj około 40 tysięcy osób. Zdjęcie zrobiłem w tym roku.
Przez Getto Litzmannstadt przejeżdżam każdego niemal dnia. Od pewnego czasu bardziej świadomie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz