Podróże po Stanach
Las Vegas - miasto
kasyn, rozrywki i rozpusty, które znaliśmy z książek i filmów. Las Vegas -
miasto, które jeszcze kilka lat wcześniej wydawało się nam czymś absolutnie
nieosiągalnym. A tymczasem obudziliśmy się w tym mieście, spędziliśmy cały
dzień i koleją noc.
,
Był to jedyny
dzień, kiedy „nasz” samochód nie poruszył kółkami, bo uznaliśmy, że nie ma
sensu go fatygować. Był zapewne bardzo zdziwiony. Ale w Las Vegas wszystkie
większe hotele – te najbardziej znane (w tym nasz) – są stosunkowo blisko
siebie. Stoją wzdłuż ulicy Las Vegas Strip, po której jeździ autobus. Dodatkowo w centrum
Las Vegas jeździ szybka, naziemna, jednoszynowa, płatna kolejka, a dodatkowo
inna, podobna kolejka (bezpłatna) łączy trzy hotele w południowej części Strip. Na pieszo przejść całą ulicę Strip w jedną i
w drugą stronę byłoby dosyć ciężko. Oczywiście można jeździć własnym
samochodem. Każdy hotel ma swój parking, który jest ogromny i podzielony na
dwie części – „valet parking” i „self-parking”. Ten pierwszy parking jest
płatny, ale jest też bardzo wygodny. Podjeżdża się pod hotel i elegancko ubrani
panowie valeci odbierają samochód i parkują. Nie powiem - bo nie wiem - kiedy
się za to płaci, jak i komu, bo z takiego parkingu nie korzystaliśmy. A
„self-parking” to parking darmowy i dla każdego. Ale z niechęcią myślałem o poruszaniu
się po ruchliwych ulicach, rozglądaniu się za wjazdem na parking, wsiadaniu i
wysiadaniu z samochodu. Wybraliśmy komunikację miejską i własne nogi. I chyba
był to wariant optymalny.
Dzień zaczął się
później niż wszystkie inne dni, bo zgodnie z planem pospaliśmy dłużej. Z hotelu
wyszliśmy dopiero po dziesiątej. Co prawda od rana się nie leniłem, bo trzeba
było poczytać jeszcze o mieście, pooglądać materiały hotelowe, opisać dzień
poprzedni, pooglądać ostatnie zdjęcia, zjeść śniadanie – no było co robić. Śniadania w cenie pokoju
nie było, więc zrobiliśmy je sobie sami. Internetu też nie było, dostęp trzeba
było sobie wykupić za 11 $ za 24 godziny (zdzierstwo). Ranek był zatem bez
Internetu. Przez okno trudno się było zorientować, jaka jest temperatura, bo
było nieotwieralne. Miało również przyciemnione lekko szyby, więc świat przez
to okno wyglądał mniej słonecznie niż w rzeczywistości. Ale pojedynczy
przechodnie nosili się lekko, więc i my tak postanowiliśmy się ubrać. I była to
dobra decyzja, bo w środku dnia temperatura była bardzo wysoka, około 35 stopni
C, lub może nawet więcej. Na dole naszego hotelu kasyno było w pełnym ruchu -
przy automatach siedziało sporo osób, w tym bardzo dużo kobiet w wieku więcej
niż średnim. Ludzi było jednak zdecydowanie mniej niż wieczorem. Pomiędzy
automatami przechadzała się większa grupa uzbrojonych strażników z panami,
którzy otwierali automaty i wyciągali utarg z poprzedniego dnia. Pewnie zgodnie
z przyjętym biznesplanem, kasyno wygrało, a wśród wyjmowanych pieniędzy było
zapewne i nasze 5 $. Ale niech tam. Majątku wszak nie przegraliśmy. Poniżej pierwsze zdjęcie w Las Vegas – przed głównym wejściem do naszego hotelu.
Wszystko na wysoki połysk, podjeżdżające pod hotel strasznie długie limuzyny i
zadowolona z siebie, dumna żona. Ale nie ma jej się co dziwić - coś co kiedyś
było dla nas zupełną abstrakcją stało się faktem.
W przewodniku
Pascala autor napisał, że na całym świecie hotele buduje się blisko
atrakcyjnych miejsc, a w Las Vegas jest inaczej – hotele stanowią główną
atrakcję. To miasto hoteli, kasyn, hazardu i rozrywki. Spośród 15 największych
hoteli na świecie, aż 14 jest w Las Vegas. Nasz hotel należał do tych
największych i najlepiej rozpoznawalnych. Ale mimo swoich 2444 pokoi nie
załapywał się z pewnością do tej pierwszej piętnastki. Za to, dzięki 350 –
metrowej wieży był zdecydowanie najwyższy.
Miasto Las Vegas
powstało w 1905 roku. Wcześniej w pierwszej połowie XIX wieku pojawili się
tutaj Hiszpanie. W miejscu obecnego miasta rosły bujne trawy, a wszędzie wokół
była pustynia. Od rosnących traw pochodzi nazwa miasta - „Las Vegas” to po
hiszpańsku łąki. Potem w połowie XIX wieku próbowali tutaj osiedlić się
mormoni, ale coś im w tym miejscu nie odpowiadało. Może przeczuwali, że będą
się czuli tutaj w przyszłości nie najlepiej. Bo Mormoni, mimo, że mogli mieć
kiedyś kilka żon, żyli i żyją przestrzegając bardzo surowych zasad. Nie wolno
im pić kawy, alkoholu, palić papierosów i poddawać się innym nałogom. W mieście
rozrywek, hazardu i rozpusty byłoby im źle.
Przez obecne Las
Vegas poprowadzona została na początku XX wieku linia kolejowego i od tego
czasu miasto zaczęło się powoli rozwijać. Ale główny rozwój zaczął się w 1931
roku. Wówczas zbiegły się dwa wydarzenia. W 1930 roku rozpoczęła się budowa
zapory Hoovera (49 kilometrów od Las Vegas) a w 1931 roku zalegalizowano w USA
hazard. Zapora Hoovera to najwyższa zapora wodna w USA. Ma 221 metrów wysokości
i przegradza rzekę Kolorado. Przypomina zaporę „Glen Canyon Dam”, którą
widzieliśmy w Page, i która jest tylko o 5 metrów niższa. Zapora Hoovera była
budowana w ekspresowym tempie. Powstała w 6 lat, a tak krótki czas budowy
wynikał między innymi z zaangażowania do budowy ogromnej ilości pracowników. A
pracownicy - jak to pracownicy na delegacji - potrzebowali odrobiny rozrywki,
żeby lepiej znieść rozłąkę z rodziną. Hazard, alkohol, kobiety - wszystko to
było w Las Vegas. Nic dziwnego, że miasto zaczęło się rozwijać w zawrotnym
tempie. Sława Las Vegas, jako miasta hazardu, rozrywki i grzechu rosła,
powstawały wciąż nowe hotele, kasyna – miasto rosło i rośnie ciągle. Obecnie
większość największych hoteli położonych jest przy ulicy Las Vegas Strip, która
tak naprawdę leży poza granicami administracyjnymi miasta. Z braku lepszego
miejsca, to tutaj – poza granice Las Vegas – przeniosło się centrum tego
miasta. Taki drobny paradoks.
Poniżej nasz niezwykły hotel, z najwyższym obiektem w mieście.
Poniżej znajduje się mapa największych hoteli położonych wokół Strip. Ulica ma około 7 km długości, rozciąga się od hotelu Mandalay Bay – na południu do hotelu Sahara – z drugiej, północnej strony. Nasz hotel był jeszcze kawałek dalej, za hotelem Sahara. Czyli, gdyby chcieć obejść wszystkie hotele idąc na pieszo w jedną i w drugą stronę trzeba by było przejść co najmniej 15 km, a ze zwiedzaniem hoteli wyszłoby jak nic 20 km. Dlatego skorzystaliśmy z naziemnej kolejki jednoszynowej „Monorail”. Kolej ta została uruchomiona w 2004 roku. Pierwsza stacja była przy hotelu Sahara, a ostatnia przy hotelu MGM. Mapa kolejki dostępna na stronie. http://www.lvmonorail.com/route-map/
Kolejka jest automatyczna, bilety kupuje się w automacie, żadnej obsługi. Wszystko jest automatyczne, ale proste, wszak daliśmy sobie radę. Są bilety jednorazowe za 5 $ i całodniowe za 13 $. Mapa powyżej pochodzi właśnie z bezpłatnych materiałów informacyjnych kolei „Monorail” i była nam bardzo pomocna w naszej wędrówce po hotelach Las Vegas. Przejechaliśmy całą trasę kolejki, co zajęło nam 15 minut.
Końcowa stacja
była w środku hotelu MGM. Gubiliśmy się wcześniej troszkę w naszej
„stratosferze” i wydawało nam się, że większych hoteli już nie ma, ale dopiero
tutaj zobaczyliśmy, co to znaczy wielki hotel. Przez 15 minut, a może trochę
dłużej, szukaliśmy intensywnie wyjścia na zewnątrz. A tego wyjścia nigdzie nie
było. Ten hotel zajmuje powierzchnię 46 hektarów. Posiada kasyno o powierzchni takiej,
jaką zajmują cztery boiska piłkarskie. Jest to kasyno największe na świecie.
Poza tym jest tam mnóstwo sklepów, 15 restauracji, 5 basenów i ponad 5000 pokoi
hotelowych. Są tam też w środku bardzo duże szklane klatki z żywymi lwami,
które można oglądać z każdej strony, również od dołu, przechodząc pod bawiącymi
się lwami szklanym tunelem. Przy lwach, w sklepach, przy basenach i przede
wszystkim w kasynie – wszędzie były tłumy ludzi. Strzałki informacyjne
kierowały w różne miejsca, ale strzałki z napisem „exit” nie widzieliśmy. Na
szczęście jakoś do wyjścia w końcu trafiliśmy. Wcześniej przeszliśmy co
najmniej dwa boiska piłkarskie pomiędzy automatami do gry.
Hotel MGM został zbudowany w 1973 roku,
natomiast w 1980 roku wydarzyła się największa w Las Vegas tragedia i hotel
spłonął. Zginęło w płomieniach blisko 90 osób. Już w 1986 roku hotel został
odbudowany, czyli przez 6 lat rozebrano zgliszcza, wykonano nowy projekt,
zatwierdzono ten projekt, znaleziono wykonawcę, on znalazł podwykonawców i
wspólnymi siłami zbudowano hotel o wartości kilku miliardów dolarów. Tempo
niesamowite.
Powyżej zdjęcie z kasyna. Jest złe, nieostre, ale mam tylko takie. Nie wypadało robić
zdjęć grającym, więc nie robiłem. A z drugiej strony opis Las Vegas bez zdjęcia
kasyna byłby niepełny. Hotele
Las Vegas wzdłuż Strip to prawdziwe potwory. Zwiedziliśmy ich po kolei kilka. Są
tak rozległe, że można po nich wędrować i wędrować i nie widać końca. Wszystkie
są do siebie podobne i jednocześnie każdy stara się czymś wyróżnić. Każdy ma
swój styl, swoją atrakcję, która ma przyciągnąć gości. I nie chodzi tutaj tylko
o gości hotelowych. Chodzi o wszystkich, o każdego przechodnia, każdego
turystę. Wejście do hotelu to na ogół od
razu wejście do kasyna. Każdy, kto usiądzie i wrzuci pieniążka do automatu jest
miłym, oczekiwanym gościem. A przecież czekają też sklepy, restauracje, sale
widowiskowe, baseny, atrakcje. Więc każdy hotel zaprasza do środka swoim
niepowtarzalnym klimatem, niepowtarzalna atrakcją, czymkolwiek, żeby tylko wejść.
A jak się wejdzie to i się coś kupi. My byliśmy odporni na pokusy, ale coś mnie
podkusiło żeby wejść do sklepu z akcesoriami do wykonywania sztuczek
magicznych. Elegancki, wytworny pan sprzedawca magik, w garniturze, białej
koszuli i w muszce, pokazywał sztuczki, które wyglądały tak atrakcyjnie, że
kupiłem magiczną torebkę. Nie pamiętam ile kosztowała, ale wiem, że 5 razy
więcej niż była warta.
Obok MGM był hotel Nowy York z Manhattanem,
wielką kolejką górską i Statuą Wolności. Hotel wybudowano w 1997 roku. Ma 2024
pokoje. Proszę spojrzeć na zdjęcie.
Po przeciwnej stronie ulicy poprzecznej do Strip stał sobie hotel Excalibur
A po przekątnej skrzyżowania byl hotel Tropicana. Ale do tego hotelu nie dotarliśmy.
A wracając do opisu hotelu Manhattan, są części tego hotelu, gdzie stoją stare nowojorskie
budynki, ale są przede wszystkim nowojorskie drapacze chmur np. Empire State Building, Statua Wolności, zbudowana w
skali 1:2. Do tego wszystkiego kolejka górska. Wagoniki mają przypominać
nowojorską taksówkę, która się spieszy. Wagoniki pędzą z prędkością do 108
km/godzinę. Różnica poziomów to 62 metry. Wagoniki w niektórych miejscach jadą
„do góry nogami”. Wygląda to nieźle. Muszę kiedyś taką kolejką się przejechać. Może się jeszcze uda. Wszak wciąż jestem stosunkowo młody :)
A
potem poszliśmy w stronę południowego końca Las Vegas Strip. Najpierw był
kiczowaty hotel Excalibur. Otwarcie tego hotelu i kasyna to 1990 rok. Hotel ma
3991 pokoi. Ma przypominać bajkowy zamek z kolorowymi dachami i wieżyczkami.
Wewnątrz hotelu wystrój też jest w stylu średniowiecznego zamku. Atrakcją są
przedstawienia przypominające średniowieczne turnieje. Ale tego nie widzieliśmy.
Jeszcze dalej na
południe jest hotel Luxor z 4407 pokojami. Otwarcie hotelu nastąpiło w roku
1993. Hotel nawiązuje do starożytnego Egiptu. Część sklepowo – restauracyjno –
kasynowa jest pod ogromną piramidą o wysokości 106 m (30 pięter). Wewnątrz jest
replika grobowca Tutanchamona. Elementy wystroju są jak z filmu Faraon z
Zelnikiem w roli głównej. A na zewnątrz jest jeszcze olbrzymi sfinks. Dalej na
południe był hotel Mandalay Bay, ale nie mogliśmy oglądać wszystkich hoteli,
więc zawróciliśmy na północ.
Skierowaliśmy się do
hotelu Bellagio. Do przejścia był kawał drogi. Zanim zatem pojawią się zdjęcia Bellagio, kilka zdjęć z długiej drogi do tego hotelu. Po drodze mijaliśmy hotele Hollywood Planet, Paris, i kilka mniejszych.
Nie było kanionów, nie było prerii, nie było kaktusów, ani czerwonych skał, ale mimo tego bardzo nam się Las Vegas podobało.
Hotel ten miał zaledwie 11 lat i ponad 3900 pokoi. Jest to kolejny hotelowy potwór – 14 restauracji, 6 basenów, siłownia, Spa, wspaniały ogród pod dachem. Przed hotelem jest sztuczne jezioro, o powierzchni trzech hektarów. Odbywają się na nim pokazy fontann. Przewodnik Pascala podaje, że jest to najlepszy z darmowych pokazów w mieście. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Nie mieliśmy szczęścia widzieć z bliska. Ale spacerowaliśmy długo po wewnętrznych ogrodach, które były bardzo ładne. Rosło tam mnóstwo żywych kwiatów, była kwiatowa karuzela, kolorowe balony, klatki ze śpiewającymi ptaszkami, konewki - fontanny, kwiatowy ślimak. I tak jak we wszystkich hotelach mnóstwo sklepów, i ogromne kasyno. Mimo, że automatów były setki nigdzie nie było prostej, czytelnej instrukcji jak należy grać i co zrobić żeby wygrać. Więc nie graliśmy, tylko przyglądaliśmy się jak robią to inni. Nikt nie krzyczał z radości, więc pewnie żadna wielka wygrana nie miała miejsca.
A poniżej już zdjęcia hotelu Bellagio i jego wewnętrznych ogrodów.
Ostatnie z powyższych zdjęć to podjazd do hotelu z widoczną gromadką panów valetów i bardzo długimi limuzynami. A poniżej kolejno: zdjęcie hotelu Paris zrobione z hotelu Bellagio, hotel Bellegio z zewnątrz i kilka zdjęć hotelu Caesars Palace. Ten ostatni hotel, patrząc od niego z ulicy zdawał się być największym hotelem w całym Las Vegas, ale tak nie jest, to popierdółka - ma tylko 3348 pokoje. Hotel zajmuje kilka połączonych ze sobą
budynków. Wewnątrz są 24 restauracje, 4 baseny itd. itp. Hotel ma przypominać
starożytny Rzym. Wewnątrz jest dużo marmurów, fontanny, i obsługa przebrana za
gladiatorów i senatorów. Pokoje też są w stylu starożytnego cesarstwa
rzymskiego lub w stylu greckim. W niektórych pokojach stoją klasyczne rzeźby
przypo-minające tamte czasy. Okna są od podłogi do sufitu. Widok z nich musi
być niezwykły, bo jest to centrum Strip, po drugiej stronie ulicy są hotele
Paris z wieżą Eiffla i Hollywood.
Obok hotelu jest zbudowany w tym samym stylu Forum Shops at Caesars. Jest to elegancka galeria handlowa zajmująca trzy poziomy. Sklepy są z najwyższej półki. Wewnątrz rzymskie kolumny, ozdobne schody i piękne fontanny. A na zewnątrz rzymska najsłynniejsza fontanna. Nie trzeba zatem jechać do Rzymu, żeby ją zobaczyć. Wystarczy do Las Vegas. Skala 1:1.
Przy Caesars
Palace byliśmy już strasznie zmęczeni. Trzeba było ograniczyć dalsze zwiedzanie,
bo w końcu, któryś z hoteli stałby się ostatnim miejscem, które widzieliśmy.
Był potworny upał, a odległości do przejścia wewnątrz hoteli były straszenie
duże. Postanowiliśmy zobaczyć jeszcze tylko hotele Mirage, Paris i Venetian, a
potem wrócić do hotelu autobusem. Zorientowaliśmy się bowiem, że po Strip
jeździ autobus, który ma przystanki przy każdym większym hotelu, w tym przy
naszym hotelu Stratosphere.
Będąc w hotelu
Paris każdy turysta ma się poczuć jakby był w Paryżu. Hotel został oddany do
użytku raptem 10 lat temu. Ma blisko 3000 pokoi, 12 restauracji, wspaniały
basen, itd. Centrum handlowe znajdujące się wewnątrz hotelu ma przypominać
paryską ulicę z lat 20 XX wieku. Przed hotelem stoi wierna rekonstrukcja wieży
Eiffla, na którą można wjechać windą. Zbudowano ją w skali 1:2, ale tylko
dlatego, że gdyby była wyższa przeszkadzałaby lądującym samolotom. Obok hotelu
stoi też Łuk Triumfalny w skali 2:3, jest fragment Luwru, Paryskiej Opery i
Ratusza. Hotel oglądaliśmy tylko z zewnątrz. Wyglądał bardzo efektownie.
Następnym punktem
był hotel Mirage. Ten był pierwszym większym hotelem zbudowanym na Las Vegas
Strip. Ukończony został 20 lat temu w 1989 roku. Atrakcjami są białe tygrysy
bengalskie, las tropikalny pod dachem, delfinarium, oraz wulkan, który wybucha
wieczorem co godzinę przed hotelem. Można ten wybuch zobaczyć za darmo. My niestety nie widzieliśmy, choć potem żałowaliśmy, że brakło nam determinacji, żeby zobaczyć więcej. Wybuchający wulkan można oczywiście zobaczyć
w każdej chwili na You Tube ale w rzeczywistości wygląda to lepiej. Jest
to widowisko z gatunku światło, ogień i dźwięk, bo muzyka jest istotną częścią
pokazu. Zobaczyliśmy ten pokaz rok później, kiedy to nieoczekiwanie wybraliśmy się w drugą podróż amerykańską.
Prawdziwych
delfinów nie widzieliśmy, ale po pierwsze były płatne, a po drugie nie chciało
nam się ich szukać. Tam wszystko było strasznie ogromne. Żeby gdziekolwiek
dojść trzeba było iść i iść. Znowu wystąpił brak determinacji – aż wstyd się do
tego przyznać. Ponieżej delfiny sztuczne.
Po hotelu Mirage przeszliśmy na drugą stronę Strip gdzie jest
największy hotel Venetian. Ma on 4049 pokoje, ale jest rozbudowywany o nowe
skrzydło. Prace były na ukończeniu, docelowo pokoi będzie – albo już jest
łącznie 7074. Przed hotelem można się poczuć jak w Wenecji. Jest plac Świętego
Marka z wieżą i kolumnami, jest pałac Dożów, są kanały z pływającymi gondolami,
jest Most Westchnień i Most Rialto. Wieża jest niższa niż oryginalna, ale Pałac
Dożów do złudzenia przypomina oryginał. Hotel ma dopiero 10 lat. Przytoczę
fragment opisu z przewodnika Pascala. „Venetian łączy rozrywki Disneylandu dla
dorosłych z luksusem innych hoteli Vegas. Odtworzono tutaj z rozmachem Wenecję
z jej dziełami sztuki, marmurowymi kolumnami i łukami. Niestety jest tu również
drogo jak w mieście gondoli. Pokoje są prawdopodobniej największe i
najładniejsze w mieście. Wszystkie apartamenty mają duże sypialnie położone
stopień wyżej niż część dzienna. Pokoje wyposażono w wygodne rozkładane kanapy.
Dostępne są również łóżka z baldachimami. Wspaniałe marmurowe łazienki mają
przeszklone prysznice, głębokie wanny, podwójne umywalki i puszyste ręczniki.
Venezia Tower oferuje jeszcze bardziej luksusowe wyposażenie, na przykład
telewizory plazmowe w łazience.” Ceny pokoi dwuosobowych zaczynają się od 150 $
za jedną noc. Wewnątrz hotelu znajduje się centrum handlowo restauracyjne
„Grande Canal Shoppes”, z kanałem i pływającymi gondolami. Ten hotel już wtedy zribł na nas ogromne
wrażenie, mimo że nie byliśmy wewnątrz. A wewnątrz ten hotel jest po prosu
niesamowity. Ale to mogliśmy stwierdzić dopiero w 2010 roku.
Wokół było jeszcze mnóstwo innych hoteli, ale nie
mieliśmy już siły dalej zwiedzać. Po drugiej stronie ulicy był na przykład
hotel TI (Treasure Island), gdzie zacumowane były statki pirackie i gdzie
wieczorami odbywają się pokazy walk pirackich.
Mieliśmy w tym momencie tylko jedną
myśl - troszkę odpocząć. Autobus, który kursuje po Strip kosztuje 7 $, ale na
jeden bilet można jeździć cały dzień. Wróciliśmy nim do hotelu i oddaliśmy się
dwugodzinnemu lenistwu. W planie mieliśmy wjazd na wieżę w dzień, chodzenie po
mieście wieczorem, a następnie wjazd na wieżę w nocy i jeszcze wieczorne
przedstawienie w naszym hotelu – American Superstars z występującymi
sobowtórami gwiazd amerykańskiej rozrywki, m.in. Elwisem Presleyem, Michaelem
Jacsonem i Britney Spears. Myśleliśmy, że dostaniemy za darmo dwa bilety, ale
niestety. Mogliśmy kupić w ramach zniżek hotelowych jeden bilet a wejść we
dwójkę. Bilet kosztował jednak 36 $, więc nasz zapał, żeby obejrzeć to
widowisko zdecydowanie się zmniejszył.
Postanowiłem
wykupić dostęp do Internetu, bo czułem taką potrzebę. Kupowanie dostępu
odbywało się przy pomocy telewizora i jego pilota. Po włączeniu telewizora
pojawiła się plansza powitalna, gdzie serdecznie powitano nas z imienia i
nazwiska. Następnie wciskając odpowiednie guziki dostałem hasło dostępowe do
sieci WiFi. Oznaczało to jednocześnie zgodę na potrącenie odpowiedniej kwoty z
karty kredytowej.
Zagraliśmy na dole
w kasynie, za 1 $, bo więcej drobnych nie mieliśmy. Wszystko, co zamierzałem
zainwestować w grę wydaliśmy na bilety autobusowe. Bilety kupuje się u
kierowcy, ale trzeba mieć odliczoną kwotę pieniędzy, bo kierowca nie wydaje
reszty. Został z drobnych tylko jeden dolar, którego szybko wchłonął automat i
już nie oddał. A nad automatem świeciła kwota 11 mln $. Plan naszej wycieczki
przewidywał dużą wygraną w Las Vegas, ale ten element wyprawy zakończył się
porażką. A obok jeszcze widok na nasz hotel i jego wysoką wieżę.
Pojechaliśmy zatem
zgodnie z planem oglądać Las Vegas po ciemku. Są tu wieczorem wszędzie tłumy.
Ludzie idą, stoją, rozmawiają, patrzą, śmieją się, zachwycają się miastem i
jego atrakcjami, siedzą w knajpach, piją, szukają nie wiadomo czego. Dzieci
tylko w Las Vegas nie ma. Koncepcja, aby do Las Vegas sprowadzić całe rodziny
nie wypaliła. Las Vegas to miejsce zdecydowanie nie dla dzieci. Pełno ludzi w
najróżniejszym wieku siedzi w kasynach i gra. Większość przegrywa, ale z czegoś
te kasyna i hotele muszą żyć. A pewnie nie jest to prosty interes. Koszty duże,
konkurencja też. Taki hotel i kasyno Wynn, którego nie zwiedziliśmy, otwarte
zaledwie 4 lata temu kosztowało 3,5 mld dolarów. Niezły kapitalik trzeba
wyłożyć żeby ruszyć. Personel też nie pracuje za darmo. Pewnie nie jest to
samograj. Ceny za pokój są często niższe niż w motelach przy autostradach. Było to dla nas najtańsze miejsce noclegowe
na całej trasie, a standard był jeden z najwyższych. Dlatego hotele zmieniają
właścicieli – łączą się, aby obniżyć koszty zarządzania. Ogromne hotele MGM,
Mirage i TI po serii zmian właścicielskich są obecnie zarządzane przez to samo
konsorcjum.
Spacer zajął nam
ponad dwie godziny, Zrobiliśmy trochę nocnych zdjęć i wróciliśmy do hotelu,
choć nie było to proste. Tłum na przystanku autobusowym był przeogromny i żeby
dostać się do autobusu czekaliśmy na przystanku grubo ponad pół godziny. Do
hotelu wróciliśmy wykończeni. Nie mieliśmy już siły wjechać na wieżę. A
przedstawienie, na które mieliśmy iść dawno już się zaczęło. Pozostało wypić
trochę alkoholu, połączyć się internetowo z krajem, wysłać kolejne meldunki,
wykąpać się i iść spać. Wszak następny dzień miał być długi i ciekawy.
Wypada
powiedzieć na koniec o innych atrakcjach Las Vegas, o których tylko czytaliśmy.
Polecić na pewno można Muzeum Figur Woskowych w hotelu Venetian, choć jak
pamiętam cena za bilet była strasznie wysoka. W dawnym centrum Las Vegas jest
ulica Fremont Street, gdzie na obszarze kilku przecznic zlokalizowanych jest
wiele sklepów i kawiarenek. Nad ulicą jest sklepienie o wysokości 27 metrów, na
którym są wyświetlane nocne pokazy świateł i laserów - pojedynczych punktów
świetlnych jest tam 12,5 miliona. Można
wybrać się do muzeum testów atomowych – muzeum pasuje do tego miejsca, bowiem w
pobliżu Las Vegas wykonywane były próby z bronią atomową. W mieście są również
atrakcyjne kolejki górskie, sklepy z pamiątkami, i mnóstwo innych ciekawych miejsc..
Minęły już chyba dwa miesiące, od kiedy szyby w sklepie
piekarza są zaklejone gazetami. Remont ? – chyba jednak nie. Tam wewnątrz
ciągle nic się nie dzieje. Wygląda na to, że jest to bardzo smutne zakończenie
historii, która zaczęła się w 1990 roku. To był rok, w którym działalność
gospodarcza była niczym nieskrępowana, kiedy firmy powstawały i rosły jak grzyby
po deszczu, a biurokracja była w głębokiej defensywie. Złoty czas dla wielu
osób i firm. A my z żoną, Martą i psem Teodorem zamieszkaliśmy na pięknym Placu
Słonecznym. Każdego dnia na Plac zajeżdżało mnóstwo mniejszych i większych samochodów
z których nowi przedsiębiorcy sprzedawali co tylko się da. Po czasach, kiedy w
sklepach nie było nic, było to niezwykłe. I wtedy też na Placu Słonecznym
pojawił się piekarz. Tak o nim wszyscy mówili. Przyjeżdżał Syrenką Bosto, o ile
nie mylę nazwy, i sprzedawał z tego pięknego samochodu chleb i bułki. Chleb był
bardzo dobry, więc i kolejki do Syrenki były długie. Piekarz chyba nigdy jednak
prawdziwym piekarzem nie był. On kupował pieczywo z piekarni i sprzedawał z
rozsądną marżą.
Po
pewnym czasie piekarz przestał sprzedawać z Syrenki, ale nie dlatego, że mu się
przestało opłacać. On poczuł się silniejszy. On wynajął na Placu Słonecznym
mały sklep – kilka metrów kwadratowych. Nie był to nawet typowy sklep, tylko
małe pomieszczenie w bramie z oknem sprzedażowym. Ale wewnątrz były już półki, jak
padał deszcz to nikt nie moknął, bo klienci stali w bramie, a piekarz był w
swoim mikroskopijnym sklepie. Ale postanowił być kimś więcej niż piekarzem i
wkrótce wynajął znacznie większą powierzchnię i otworzył już prawdziwy sklep.
To już nie było tylko pieczywo. To był pełnoprawny sklep spożywczy i warzywny
także. To już robiło wrażenie. Ale piekarz w tym miejscu się nie zatrzymał. W
sklepie było coraz więcej towarów i sklep stał się zbyt ciasny. Więc nastąpił
kolejny skok w karierze piekarza – otwarcie super delikatesów na Placu
Słonecznym. Liczna załoga, wielość
asortymentu, warzywa, artykuły spożywcze, alkohol, samootwierające się drzwi do
sklepu, dodatkowy poziom sprzedaży, elegancko. I kiedy się zastanawiałem jaki
będzie kolejny skok piekarza, w Łodzi otworzył się pierwszy hipermarket, potem
drugi, trzeci dziesiąty, pięćdziesiąty i piekarz przestał się rozwijać. Widać
było jak podupada. Coraz mniejsza załoga, coraz mniejszy asortyment, coraz
mniej światła, dodatkowy poziom sprzedaży zlikwidowany, coraz bardziej pusto w
środku. A teraz już tylko te zaklejone gazetami okna. I jak to oceniać. Można
powiedzieć, że to normalny kierunek zmian. Przyszłość należy do sklepów sieciowych,
wielkopowierzchniowych, gdzie jest system, logistyka, zakupy masowe po stronie
zaopatrzenia i związane z tym niskie ceny. W takich warunkach dla piekarza na
Placu Słonecznym nie ma miejsca. A mnie się wydaje, że jest inaczej. Że gdyby
istniejąca na początku lat 90-tych wolność gospodarcza nie została ograniczona,
gdyby biurokracja nie została wskrzeszona, gdyby nie wpuszczono tak wcześnie
zachodniej konkurencji, to teraz piekarz prowadziłby całą sieć delikatesów,
albo otwierał hipermarket – no może nie sam, może z kolegą kupcem. Ale stało
się inaczej i chyba już nie da się tego odwrócić. Wszędzie rządzą sieci: Tesco,
Biedronka, Lidl, Netto. Sklepy prywatne upadają jeden za drugim. A sklepy
sieciowe, należące do firm zagranicznych, robiących wszystko żeby nie płacić w
Polsce podatków, wkraczają do coraz mniejszych miejscowości. Już niedługo
ciężko będzie trafić do sklepu na wsi, gdzie za ladą stoi „sklepowa” a obok
niej na lekko obdrapanej ladzie stoi zabytkowa waga ze wskazówką, obok leży zeszyt
do zapisywania dłużników, a wokół unosi się charakterystyczny zapach wiejskiego
sklepu. I mnie się to nie podoba. Bo piekarz, który miał głowę do handlu
powinien rozwijać się nadal i nie powinien mieć sklepu zaklejonego gazetami.
Ale na razie starczy tych niewesołych rozważań i trzeba
jeszcze odnotować wiosnę. Pierwsze bociany, które widziałem w tym roku leciały
sobie, więc to dobry znak. Podobno zdecydowanie złym znakiem jest widok
pierwszego bociana, który leży na plecach z nogami wyciągniętymi do góry J Na szczęście takiego nigdy nie spotkałem. Kwitną już
drzewa owocowe, wiosna przyszła wcześniej niż zwykle. To cieszy. A na koniec zamieszczam
zdjęcie pięknej gromadki krokusów zrobione na działce.
Jak dla mnie świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń