niedziela, 2 marca 2014

Podróż 2009, dzień 12, Yellowstone dzień 2, Grand Teton, i aktualności

Podróże po Stanach

Park Narodowy Yellowstone zasługuje na dłuższy pobyt. Dobrze się zatem stało, że nasz plan przewidywał jeszcze jedno spotkanie z tym niesamowitym miejscem. Szkoda, że nie był to cały dzień, ale musieliśmy przecież jechać dalej. Po drodze był jeszcze - graniczący z Yellowstone - Park Narodowy Grand Teton i jak zawsze długa, piękna droga. Tego dnia przejechaliśmy łącznie 545 km, kończąc dzień w hotelu w Blackfoot w stanie Idaho. Na początek zdjęcie oddające dobrze krajobrazy tego dnia.



Rano zaskoczyła nas totalna zima – śnieg i lekki mróz. O tej porze roku w Yellowstone to normalnie, albo mówiąc dokładniej – często się zdarza. Przecież park ten położony jest na wysokości naszych najwyższych tatrzańskich szczytów. Pogoda uznała najwyraźniej, że pokaże nam Yellowstone w zimowej scenerii. Powiedzieliśmy sobie „A niech tam, lepszy śnieg niż deszcz”. Ale to nie było jakieś tam drobne prószenie, to była śnieżyca. Odśnieżyłem samochód, zniosłem bagaże i znowu musiałem odśnieżać, bo przez kilka minut nasz Chevrolet był na nowo cały zasypany. Przy wjeździe do parku pani strażnik w dużym kapeluszu poinformowała nas, że z powodu śnieżycy drogi, którymi jechaliśmy do Yellowstone i przez Yellowstone poprzedniego dnia zostały teraz zamknięte. Tak więc miejsca przez nas już szczęśliwie odwiedzone stały się niedostępne. Znowu mieliśmy szczęście. Zamknięta była Droga Niedźwiedziego Zęba i przejazd pomiędzy Tower Falls i Canyon Village. Ta druga droga, podobnie jak Droga Niedźwiedziego Zęba, jest drogą wysokogórską - przechodzi przez przełęcz Dunraven o wysokości 2700 m. Oprócz informacji słownej pani strażnik dała nam ulotkę, na której pokazane były zamknięte odcinki. Obsługa parku działała bezbłędnie - informacja była szybka i dokładna.



Droga była zaśnieżona, na drzewach wisiały potężne śniegowe czapy. Jechaliśmy wolno, bo szybciej się nie dało. Naszym celem było miejsce w północno – zachodniej części parku – Mammoth Hot Springs. Od czasu do czasu przejechał pług śnieżny, od czasu do czasu spotkaliśmy ośnieżone bizony, skubiące trawę spod śniegu. Jeden postanowił przejść na drugą stronę drogi to i sobie przeszedł. Samochody poczekały. Drugi postanowił pójść gdzieś dalej i uznał, że najwygodniej będzie drogą, więc szedł drogą. Trochę głupio było koło niego przejechać, bo to jednak strasznie duże zwierzę i łypało na nas ślipiami spode łba. Jak wracaliśmy po dwóch może godzinach, znowu szedł w tą samą stronę bizon, ale czy to ten sam to głowy nie dam.


Po drodze mijaliśmy „parujące miejsca” – większe, mniejsze i zupełnie malutkie, jechaliśmy wzdłuż rwących rzek, pośród otwartych przestrzeni i wśród lasów.  Lasy w Yellowstone to też ciekawostka. Rosną tam gatunki drzew, które mają szyszki otwierające się tylko podczas pożarów. Na pożary można zatem patrzeć na dwa sposoby, albo jak na żywioł, z którym trzeba walczyć, albo jak na coś zupełnie naturalnego, potrzebnego do normalnego rozwoju przyrody. Do pewnego czasu służby parku starały się gasić w zarodku każdy pożar. Na skutek takiej polityki w lasach było bardzo dużo chrustu i uschniętych, martwych drzew. Las zrobił się też zbyt gęsty. W tej sytuacji w 1988 roku, w czasie bardzo upalnego lata, wybuchł wielki pożar – nie do opanowania. Spłonęło 36 % lasów. Straty były ogromne. Od tego czasu polityka władz parku zmieniła się całkowicie – jak najmniej ingerencji w przyrodę. Pożarów naturalnych nikt teraz nie gasi, wypalają się same, a na pogorzeliskach wyrastają nowe drzewa, z najlepszych, najbardziej odpornych nasion. 
W Mammoth Hot Springs są szczególne „bulgoty”. To co z nich wypływa tworzy tarasy – czyli na zboczu nie ma stałego nachylenia, tylko jest płasko, potem jest schodek, znowu płasko, schodek i tak kilkanaście, kilkadziesiąt razy. Do tego schodki są kolorowe. Bo woda jest ciepła i rozwijają się na skałach bakterie. Kolory są różne – od białego poprzez żółty, pomarańczowy, czerwony, brązowy – wiele odcieni. O tym, że to bakterie barwią skały piszą w przewodnikach. Nie wiadomo tylko, czy te bakterie są takie kolorowe, czy robią kolorowe kupy J – tego przewodniki nie podawały. Tarasy były ładne, ale ciężko było je oglądać, bo było jednak mocno zimno. Zamiast czapki włożyłem słomkowy meksykański kapelusz od słońca – trochę głupio, ale lepsze to niż nic, dobra żona miała kaptur, więc głowy były jakoś chronione. Strasznie za to marzły ręce, zwłaszcza przy robieniu zdjęć, chowaniu i wyjmowaniu aparatu. Ale jakoś tam dało się wytrzymać. A Park tego dnia, mimo zachmurzenia, mgły, śniegu, miał niezwykłą urodę. Zdjęcia z tego zimowego Yellowstone wyszły piękne – krajobrazy wyglądają na nich jak ilustracje do baśni lub do filmów grozy. Szczególnie niepokojąco wyglądały w mgle uschnięte od wyziewów siarki drzewa, stojące w parującej wodzie. Woda wypływająca ze źródeł jest gorąca i jest bogata w składniki mineralne. W zetknięciu z chłodnym powietrzem minerały wytrącają się i w ten sposób tworzą się owe schodki. A ponieważ dodatkowo rozwijają się w gorącej wodzie bakterie, wszystko robi się kolorowe. 




Mammoth ma dwa tarasowe pola – dolne i górne. W sumie zajmują one obszar około 0,5 km na 1 km. Dookoła tarasów górnych można przejechać samochodem, co jest już być może lekką przesadą, a wśród tarasów dolnych przeprowadzone są ścieżki piesze i drewniane pomosty. Te pierwsze zdjęcia zrobione są wśród tarasów górnych, bo od nich zaczęliśmy oglądanie tego miejsca.  A potem zostawiliśmy samochód i łaziliśmy dłuższy czas po tarasach dolnych pilnując rąk, aby nam nie odpadły z zimna. Jakoś się udało wrócić do samochodu w komplecie, ale był ciężko. Tarasy dolne są większe i więcej jest różnych schodków. Kolory od białego do czarnego – pełna paleta. Turystów było bardzo mało – pojedyncze osoby. Chodziliśmy w jednej wielkiej zimnej, ponurej, ale malowniczej chmurze.

MammothHotSprings.JPG
"MammothHotSprings" autorstwa NPS - Screen Captured from NPS Website: http://mms.nps.gov/yell/features/mammothtour/map.htm. Licencja Domena publiczna na podstawie Wikimedia Commons.

Powyżej mapa rejonu Mammoth pochodzi z Wikipedii. Jeszcze lepsze mapy można znaleźć na stronie Parku Narodowego Yellowstone www.nps.gov/yell. Tarasy dolne są ciekawsze, ale najładniejsze zdjęcia powstały wśród tarasów górnych. Zaczęło się trochę rozjaśniać, więc zrobiliśmy jeszcze raz rundkę samochodową wokół nich. Zresztą nie mieliśmy wyjścia, bo samochód stał przy drodze zaznaczonej na mapie, a jak widać jest to droga jednokierunkowa. Przy większej przejrzystości powietrza skały zrobiły się jeszcze bardziej kolorowe. Więc czekało nas znowu kilka postojów, nowe zdjęcia i nowe marznięcie. Ale warto było się męczyć, bo zdjęcia z tego miejsca mają jakiś dziwny urok. Wzięliśmy sobie szczegółową mapkę płacąc za nią 0,5 dolara. Tam są opisy każdego gorącego źródła. Źródła mają ładne nazwy: „Niebieskie Źródło”, „Tarasy Minerwy”, „Kanarkowe Źródło”, „Tarasy Kleopatry”,  „Tarasy Anioła”, „Źródło Pomarańczowego Kopca”, „Taras Białego Słonia” czy „Paletowe Źródło”.  Nie odważyliśmy się włożyć ręki do gorącej wody, mimo że były strasznie zmarznięte. Widok uschniętych drzew przestrzegał przed czymś takim. Chociaż pewnie nie byłoby tak źle. Na mapce były zdjęcia zwierząt, które przyszły do tarasów, położyły się w gorącej wodzie i relaksowały jak w saunie. Wyglądały na zdjęciach jak zwierzęta bardzo zadowolone.









Najpiękniejszymi, najbardziej kolorowymi tarasami są Tarasy Minerwy, położone blisko Skały Wolności (Liberty Cap). My ją nazwaliśmy Skałą z Ludzką Twarzą. Jak się dobrze przyjrzeć widać na niej usta, nos, oczy, brwi i bardzo wysokie czoło. 



             Skała ma 11 metrów wysokości. Utworzona została przez gorące źródła, które przez długi czas były w tym miejscu aktywne. Ich ciśnienie wewnętrzne było wystarczające, aby wynosić wodę na znaczne wysokości, pozwalając osadom budować skałę powoli i nieprzerwanie przez setki lat. Wiek tej skały szacowany jest na 2500 lat. Źródła, które utworzyły skałę są obecnie uśpione. Skała została nazwana Skałą Wolności w 1871 roku, gdyż swoim wyglądem przypominała czapki symbolizujące wolność, noszone w czasie rewolucji francuskiej.
Aktywność gorących źródeł tworzących Tarasy Minerwy zmienia się. Nieraz jest bardzo duża, a niekiedy tak mała, że tarasy wysychają. Część tarasów Minerwy powstała w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, a więc zaledwie dwadzieścia lat temu. Minerał, który tworzy tarasy to tzw. trawertyn – skała osadowa składająca się głównie z kalcytu i aragonitu.  Niezależnie od poziomu aktywności, tarasy wyglądają pięknie, jakby zostały wyrzeźbione. Zakończenia brzegów licznych malutkich „stawów” są subtelne, delikatne, koronkowe. A paleta barw użyta przez naturę została dobrana bardzo starannie. Kolorowe są same skały a dodatkowe barwy pochodzą od ciepłolubnych bakterii.  Z uwagi na wyjątkową urodę tarasy otrzymały nazwę Minerwy, która jest boginią artystów i rzeźbiarzy. 







Drugim zasadniczym punktem dnia miał być Old Faithful – największy i najbardziej przewidywalny gejzer. Po drodze trudno było jednak się nie zatrzymać. Pogoda na szczęście zrobiła się zdecydowanie lepsza. Nic nie padało, olbrzymia chmura rozpłynęła się i znowu było widać góry. Cała droga do Old Faithful prowadziła przez tereny o wyjątkowo dużej aktywności.  Całe ogromne obszary były zaparowane od wydobywających się spod ziemi gazów, gorącej wody i pary. Zatrzymaliśmy się na jednym takim ogromnym polu gejzerowo – bulgotowym.  Strasznie tam dużo było tych różnych małych i dużych parujących kociołków, wybuchł przy nas jeden gejzer – trysnął wodą na jakieś 8 m w górę. Wszystko wokół parowało i trochę śmierdziało siarką. Wokół tego wszystkiego zbudowane były drewniane pomosty, po których można bezpiecznie chodzić. W sumie w tym miejscu po pomostach przeszliśmy co najmniej 1,5 km. Z mapy wynikało, że był to Monument Geyser Basin. Był rzeczywiście monumentalny. Poniżej Jeszcze kilka zdjęć z tego dziwnego miejsca.  
















Po drodze spotykaliśmy jeszcze stada bizonów z małymi bizonkami. Więc znowu musieliśmy kilka razy się zatrzymać, żeby zrobić im zdjęcia. 





         W końcu dojechaliśmy do celu, czyli do miejsca, które oznaczone jest na mapie, jako Old Faithful, czyli ma nazwę gejzeru. Ponieważ wokół niego było już zgromadzonych sporo ludzi nie musieliśmy sprawdzać, o której wybuchnie. Czuło się, że to już niedługo. Zgromadziło się 200 – 300 osób. Wokół gejzeru stały ławeczki, żeby spokojnie można było poczekać. A gejzer dymił, chlustał od czasu do czasu wodą, ale generalnie zwodził. Niekiedy nagle zaczynał więcej parować i chlustać, żeby znowu się uspokoić i tak z pół godziny czekaliśmy. Ale nie zawiódł – w końcu strzelił do nieba wodą. Pary było przy tym dużo, efektowne to wszystko, ale mnie osobiście bardziej podobały się duże, gęste, bulgocące i śmierdzące siarką bulgoty. A Old Faithful to po prostu taka większa fontanna. Ale oczywiście będąc w Yellowstone wypadatrzeba tam być, bo to ciekawe miejsce. Jest to ogromy parujący teren, gdzie gejzerów jest znacznie większe. Sami widzieliśmy jeszcze dwa inne wybuchy innych gejzerów. Były znacznie mniej okazałe. Old Faithful to po polsku stary wierny – tak go nazwano, bo wybucha z dużą regularnością i nie zawodzi. Średnio tych wybuchów jest 17 na dobę. Czas między kolejnymi wybuchami zmienia się w granicach od 55 do 100 minut. Im większy i dłużej trwający wybuch tym dłuższa przerwa. W czasie wybuchu na powierzchnię wypływa od 14 tysięcy do 32 tysięcy litrów wody o temperaturze 95 oC, czyli jest to woda, która się gotuje. Na tej wysokości temperatura wrzenia jest niższa niż normalnie i wynosi tylko 93 oC. Gejzer ten zawsze paruje. Na zdjęciach jest pokazany w stanie przed wybuchem. A samego wybuchu nie udało mi się ładnie sfotografować. Bo wodzie towarzyszy strasznie dużo pary. A wiatr powiał akurat w dużej części w naszą stronę i para przesłoniła wszystko. Słup wody sięga od 32 metrów do 55 metrów. Średnio jest to 40 metrów. Poniżej nienajlepsze zdjęcie gejzeru w trakcie wybuchu.







Niestety, mimo, że wiele w Yellowstone było jeszcze wiele ciekawych miejsc, to trzeba było jechać dalej. Szkoda. Bo, mimo, że widzieliśmy wiele, to warto byłoby tutaj spędzić, co najmniej kilka dni. Sam rejon Old Faithfull ma wiele ścieżek spacerowych, wśród pól gejzerowych, gorących źródeł, i wzdłuż pięknej, szerokiej i szybko płynącej rzeki. Na koniec zamieszczam jeszcze mapę Yellowstone pobraną w Wikipedii a pochodzącą ze strony internetowej parku.

YellowstoneNationalParkMap.png
"YellowstoneNationalParkMap" autorstwa http://www.nps.gov - http://www.nps.gov. Licencja Domena publiczna na podstawie Wikimedia Commons.


Pogoda była coraz ładniejsza. Opuściliśmy park południowym wjazdem, które jest jednocześnie północnym wjazdem do Parku Narodowego Grand Teton. Tutaj na chodzenie po ścieżkach nie było już czasu, choć jest ich wiele. To też piękny park. W jego centralnej części jest duże jezioro otoczone górami. Najwyższa z nich Góra Grand Teton ma ponad 4000 m. Biorąc pod uwagę, że na wysokość 3700 m wjeżdżaliśmy samochodem sama wysokość nie robi specjalnego wrażenia. Ale uroda tego miejsca polega na tym, że jezioro jest na wysokości około 2000 m, i góry nagle i bardzo stromo wznoszą się znad samego jeziora. Na krótkim odcinku pną się w górę na 2000 metrów. 






Do tego szczyty ośnieżone, do tego słońce – bardzo ładnie. Dodatkowo są tam duże płaskie tereny porośnięte małymi kępkami nie wiadomo czego, trawą, krzaczkami, kwiatkami. Na tych terenach żyją liczne zwierzaki – łosie, bobry i zapewne dziesiątki innych. Ale nie będę zmyślał, zwierzaków nie spotkaliśmy. Przejechaliśmy specjalną widokową drogą z parkingami w najciekawszych widokowo punktach i to niestety wszystko. Ale najpierw odwiedziliśmy Visitor Center, gdzie dostaliśmy mapy i dowiedzieliśmy się, jaki jest czas przejazdu drogą widokową. Ponieważ czas ten był rozsądny odwiedziliśmy jeszcze sklep z pamiątkami.  Ale niestety tutaj też nie było tego, za czym od długiego już czasu się rozglądałem – pięknego i taniego tomahawka. Ale kupiliśmy trochę rzeczy, które pakowały niezmiernie sympatyczne, choć nie młode już, kobiety. Były bardzo uprzejme i sprawiło im prawdziwą radość, że przyjechaliśmy tutaj z Polski.



Poniżej mapa Parku Narodowego Grand Teton pobrana z Wikipedii a ta i inne mapy parku są dostępne na stronie parku: www.nps.gov/grte 

Map of Grand Teton National Park.jpg
"Map of Grand Teton National Park" autorstwa Original uploader was Mav at en.wikipedia - Transferred from en.wikipedia. Licencja Domena publiczna na podstawie Wikimedia Commons.

           Grand Teton jest parkiem, gdzie można spędzić wspaniały urlop. Są piękne jeziora, po których można pływać na kilka sposobów, są trasy piesze, poprowadzone po płaskim terenie, gdzie można spacerować bez większego wysiłku, są ścieżki wysokogórskie dla wytrawnych turystów, są trasy rowerowe i wszędzie jest pięknie – woda i ostre strzeliste, granitowe szczyty.

            Trasa widokowa, którą jechaliśmy miała liczne i ładne punkty widokowe. Znowu trzeba było kilkanaście razy zatrzymać samochód, wysiąść, porobić trochę zdjęć, wsiąść i jechać dalej. Pogoda była taka jak widać – nie padało, ale ciągle było sporo chmur. Niekiedy pojawiało się błękitne niebo, ale najwyższym szczytom ciągle chmury towarzyszyły. Na rozległych, zielonych, płaskich terenów było bardzo dużo kwiatów, które na tle gór wyglądały bardzo malowniczo. Grand Teton ma powierzchnię równą 1255 km2 i odwiedza ten park rocznie około 2,6 mln turystów. 










A potem pozostała nam już tylko droga - ładna, górska z jednym uroczym miasteczkiem Jackson z drewnianą zabudową, dużymi, ale ładnymi szyldami sklepów, przejeżdżającym prawdziwym dyliżansem i bramami na centralny plac miasteczka wykonanymi z rogów zwierzaków – chyba zwierzaków, a nie mieszkańców. Bardzo nam się to miasteczko podobało. Miało klimat. Zamieszczam dalej zdjęcie Jackson z przejeżdżającym przez nie okazałym dyliżansem. 




Jackson to był mniej więcej półmetek drogi. Pozostało jej jeszcze sporo. Była bardzo ładna i pusta aż do miasta Idaho Falls, liczącego około 50 tys. mieszkańców. To jedno z pięciu największych miast stanu Idaho. To stan o powierzchni niewiele mniejszej od powierzchni Polski. Ale mieszka tam niewiele ponad milion mieszkańców. W Idaho Falls wjechaliśmy na autostradę nr 15, która doprowadziła nas do celu – do Balckfoot, gdzie zarezerwowany mieliśmy hotel.  Pomiędzy Jackson a Idaho Falls jechaliśmy wzdłuż rzeki Snake River i wzdłuż jeziora, którego długość wynosiła co najmniej 50 km.  Z jednej i drugiej strony mieliśmy malownicze góry.


To był drugi już dzień, kiedy nie robiliśmy żadnych zakupów żywnościowych.  Płaciliśmy tylko za to, co niezbędne, czyli za paliwo i hotele. No i jeszcze kupiliśmy w Grand Teton prezenty, ale to się nie liczy, bo to dobra trwałe, które przywieźliśmy do Polski. 

I nie tylko

Dzisiaj kilka informacji bieżących, żeby umiejscowić  to moje pisanie historyczne w wydarzeniach bieżących. Gdyby chcieć to ująć hasłowo należałoby wymienić:
  • piękna wiosenna pogoda, choć to dopiero drugi dzień marca,
  • wydarzenia na Ukrainie
  • dużo pracy i liczne służbowe podróże.

Pogoda nastraja optymistycznie. Zimy w tym roku praktycznie nie było. To chyba pierwsza zima kiedy to nie musiałem zrzucać śniegu z dachu działkowego domku. Zresztą w tym roku zimowych wyjazdów na działkę było bardzo mało. Jakoś tak się układało.  Odwiedzaliśmy zamiast tego działkę Marty, gdzie trwają intensywne prace budowlane przy pięknym działkowym jej i Arkadiusza domku. Dołożyłem nawet do tego przedsięwzięcia małą cegiełkę własnej pracy. Mojemu pieskowi bardzo się ta działka podoba, bo wszędzie na drzewach wiszą przysmaki. Co prawda te różne słoninki, czy smalec wymieszany z ziarnami słonecznika są wywieszane dla sikorek, ale co tam. Reksio chodzi wśród drzew na dwóch łapach i wyjada. A jak przysmak wisi za wysoko to i cienkie, patykowate drzewo potrafi przełamać. Spryciarz jednym słowem.  Więc z okazji wiosennej pogody dwa wiosenne, choć stare zdjęcia. 




            Natomiast okres obecny mocno również niepokoi. To co dzieje się na Ukrainie powinno dać wiele do myślenia. Wszyscy, którzy uznali że Rosja nie stanowi zagrożenia, że to państwo cywilizowane, że jej imperialne dążenia to już przeszłość, powinni chyba się wstydzić. Wydarzenia na Ukrainie pokazują wyraźnie, że nic nie jest dane raz na zawsze. Nikt odpowiedzialnie nie może obecnie już powiedzieć, że Polsce nic nie grozi. Nikt już chyba nie może być przekonany, że nasze członkostwo w NATO zapewnia nam bezpieczeństwo do końca świata i jeden dzień dłużej. Widać dzisiaj energię państw zachodnich. Rosja zajmuje część Ukrainy, której integralność gwarantowały Stany Zjednoczone i Wielka Brytania (przy okazji pozbycia się przez Ukrainę broni atomowej) i co – i nic. W sobotę wchodzą wojska rosyjskie na Ukrainie, a ministrowie spraw zagranicznych Unii Europejskiej zbiorą się JUŻ w poniedziałek. 
         Jeżdżę dużo po jednostkach wojskowych. Widzę jak wygląda nasze wojsko. Są  oczywiście plusy, ale jakże wiele jest minusów.  Przede wszystkim tego wojska zostało bardzo mało. Coraz więcej jednostek, w których bywałem w ramach obowiązków służbowych już nie ma. A w jednostkach, które pozostały, żołnierzy jest bardzo mało i przychodzą oni do tych jednostek jak cywile – po prostu do pracy na 8 godzin. Jak patrzę ile energii w wojsku idzie na wypełnianie różnych dokumentów, jak rozwinięta jest biurokracja, co pochłania większość czasu wielu wojskowych to nie napawa to optymizmem. Jak powiedział kiedyś jeden sympatyczny żołnierz, z nad całego stosu papierów, które musiał obrobić – „my już nie żołnierze – my zwykłe biurwy jesteśmy”. Tak właśnie jest, duża część żołnierzy pracuje jak dział administracji w firmie nie mającej nic z wojskiem wspólnego. To stanowi sedno ich pracy. No i to co równie istotne, naszą armię można w całości zmieścić na jednym stadionie. Gdyby doszło do poważnego konfliktu, to ta armia nas nie obroni.  Można oczywiście zakładać, że wojsko nie musi być liczne, tylko nowoczesne, że przecież mamy coraz nowszy sprzęt, samoloty F16 itd. Ale to nie takie proste. Znam akurat troszkę tematykę związaną z samolotami F16. Jednostki, które posiadają te samoloty zostały gruntownie zmodernizowane. Poszły do tych jednostek ogromne pieniądze. Te samoloty latają i robią ogromne wrażenie. Tylko jest jeden istotny szczegół, te samoloty wymagają do startów sterylnych pasów startowych. Pasy startowe są czyszczone dokładniej niż niejedno mieszkanie. Samolot F16 zasysa powietrze od spodu, działa jak super wydajny odkurzacz. Gdy pas będzie brudny, samolot nie wystartuje, bowiem gdyby próbował to zrobić uszkodzi się. I jak to odnieść do warunków konfliktu zbrojnego. Przecież wystarczy jeden skuteczny atak na pas startowy i cała jednostka zostaje wyłączona wraz z jej wszystkimi samolotami F16. A ataki na pasy startowe są specyficzne, używa się bomb kasetowych. One nie robią jednej dziury, którą można szybko załatać, one robią z pasa startowego ser szwajcarski. Jednostka lotnicza musi mieć doskonałą ochronę przed atakami z powietrza, a czy mają – chyba nie mają. A czy można liczyć na pomoc państw zachodnich ? Niech każdy oceni to sam. Ja mam wątpliwości.  
                -------
       A ramach licznych obowiązków służbowych, w tym w ramach własnej działalności gospodarczej, dużo ostatnio podróżowałem. No cóż, trzeba z uznaniem powiedzieć, że widzi się dużo pozytywnych zmian. Przybyło dobrych dróg i przybyło dużo ładnych, estetycznych, dobrze wykończonych domów. To cieszy, choć można mieć obawy, że te nowe domy oznaczają wzrost zadłużenia naszego kraju. Wszak zadłużenie to nie tylko zadłużenie państwa, ale również obywateli.
        Zdjęć nowych domów zamieszczał nie będę. Zamiast tego jedno zdjęcie niesamowicie wąskiej drogi, która prowadzi do lotniska w Krzesinach. Jest to pomnik przyrody – aleja drzew. 


Na dzisiaj tyle. 

1 komentarz: