Podróże po Stanach
Coraz dłuższe robię przerwy pomiędzy kolejnymi wpisami - nie dlatego że mi się nie chce pisać, ale z braku czasu. Ale dzisiaj drugi dzień Świąt Wielkanocnych, więc więcej spokoju, można się odprężyć wspominając dawne amerykańskie podróże. Za nami opis podróży pierwszej, podróży drugiej, a w podróży trzeciej doszliśmy do dnia 15, który z założenia miał być dniem bardziej wypoczynkowym. I w jakimś sensie był. Przejechaliśmy tylko 400 km, tyle co nic. I byliśmy głównie w jednym miejscu. czyli w Wielkim Kanionie, od jego północnej strony. Ale kanion nie stanowił jedynej atrakcji tego dnia. Drugą była wspaniała droga do Page z Marble Canyon po drodze i przepięknym widokiem na rzekę Kolorado w miejscu znanym jako Horsreshoe Band.
Miasteczko Kanab, gdzie spaliśmy, jest jedną z najbliżej położonych od Kanionu miejscowości. A mimo to, do krawędzi kanionu trzeba było jechać ponad 120 km. Od północnej strony Kanionu są trzy miejsca, do których można dojechać samochodem na samą krawędź. Byliśmy we wszystkich tych miejscach. Niby są blisko siebie, ale przejazd pomiędzy nimi to dalsze 70 km. Zamieszczona mapa tym razem obejmuje wyjątkowo mały obszar USA, ale jednak czterysta kilometrów się uzbierało. Na początek kilka zdjęć – wizytówek tego dnia.
A teraz mapa dnia.
Była idealna pogoda – słońce i ani jednej chmurki na niebie. Rano ruszyliśmy w drogę zaraz za wielką „bandą” motocyklistów z Niemiec. Była ich co najmniej czterdziestu. Spali w tym samym hotelu.
Początek drogi był widokowo przeciętny, ale po atrakcjach
Parku Zion trudno się było ciągle zachwycać W stronę Kanionu skręciliśmy w
miejscu oznaczonym jako Jacobs Lake. Ale kółeczko w tym miejscu jest postawione
troszkę na wyrost. Oprócz jakichś kampingów i stacji benzynowej nie było tam
nic więcej. Droga wiodła dalej po niemal zupełnie płaskim terenie Kaibab Plateau.
Rośnie tam las, częściowo zresztą spalony. Najwyraźniej te tereny są narażone
na pożary, bowiem wzdłuż drogi stały co jakiś czas tablice określające aktualne
zagrożenie pożarowe. Im bliżej krawędzi, tym więcej było otwartych terenów,
rozległych łąk, podobnych do naszych, tatrzańskich, górskich hal, ale były one
tylko lekko pofałdowane i w tle nie było już żadnych wzniesień.
Poniżej zamieszczam panoramę kanionu, pokazującą miejsca
gdzie byliśmy, czyli North Rim, Imperial Point i Cape Royal. Miejsca te są
połączone dosyć wąskimi, ale asfaltowymi drogami. W pierwszej naszej podróży
byliśmy tylko w North Rim. Teraz nadrabialiśmy zaległości.
Dla lepszej orientacji zamieszczam jeszcze mapę dróg wokół kanionu.
Zarówno panorama jak i mapa dróg pochodzą ze strony parku www.nps.gov/grca. Można tam znaleźć wiele
ciekawych zdjęć, filmów, opisów i szczegółowych map.
Kolejne zdjęcie, zrobione też w rejonie Imperial Point,
pokazuje jak wspaniale usytuowane są punkty widokowe. Lepszych miejsc do
oglądania nie ma.
Zdjęcia tym razem wyszły zdecydowanie lepiej. Tym razem byłem
z nich zadowolony, co nie zmienia faktu, że oddać ogrom i urodę Wielkiego
Kanionu na zdjęciach, jest raczej rzeczą niemożliwą. Wspaniałe niezwykłe
miejsce, które można oglądać na różne sposoby. Turystyka samochodowa – od
punktu widokowego, do punktu widokowego, jest oczywiście najbardziej popularna.
Ale na tym możliwości się nie kończą. Można spływać na pontonach rzeką Kolorado
i podziwiać kanion z dołu, można wynająć lot samolotem i oglądać go z góry,
można wynająć muły i na ich grzbiecie zjechać na dół. Na to potrzeba mniej, lub
więcej pieniędzy, ale nie wymaga to kondycji fizycznej. Dla wytrawnych turystów
są wytyczone ścieżki zarówno wzdłuż krawędzi, jak i prowadzące w dół kanionu,
aż do rzeki Kolorado.
A zdjęcie na dole pochodzi już z rejonu Cape Royal. Punkt
widokowy jest na tej niezwykłej, wysokiej na kilkaset metrów, płaskiej na górze
skale z ogromnym skalnym oknem. Ludzie w tej skali są jak mikroskopijne mrówki.
Jak się dobrze wpatrzyć w to zdjęcie i zdjęcie poniżej, to można dostrzec
sylwetki ludzkie na końcu skały.
Wzdłuż drogi łączącej Imperial Point i Cape Royal było kilka punktów widokowych, ale na wszystkich się nie zatrzymywaliśmy. Poniżej kilkanaście zdjęć z Cape Royal.
Do punktu widokowego z parkingu, było tym razem trochę dalej
niż zazwyczaj, ale droga była bardzo sympatyczna. W punkcie widokowym jedna
amerykańska para nawiązała z nami rozmowę. Zrobili nam zdjęcie (ale nie wyszło
najlepiej więc nie zamieszczam) polecali zwiedzanie innych parków (akurat
robiliśmy to bez zachęcania) i szczególnie chwalili jako godny uwagi Park
Narodowy Glacier. Akurat byliśmy, choć ten park, jak już wiadomo, nie wyszedł
nam najlepiej. Nasi amerykańscy rozmówcy wiedzieli gdzie leży Polska i rozmowa
była ogólnie bardzo sympatyczna. Agnieszka po takich rozmowach zawsze robiła
się dumna, że tak sobie dobrze radzi.
W planie mieliśmy tym razem nie tylko
oglądanie kanionu z góry, ale również zejście na dół. Więc zeszliśmy.
Oczywiście kawałek. Różnica poziomów od początku ścieżki do rzeki Kolorado
wynosi niemal 1800 metrów. Kanion jest ogromny. Szerokość dochodzi do 30
kilometrów, a długość wynosi około 450 kilometrów. To największa naturalna
szczelina na naszej planecie. Zejść 1800 metrów w dół pewnie byśmy dali radę,
ale potem musielibyśmy już pewnie zamieszkać na dnie kanionu, bo pokonanie
takiej różnicy wysokości w górę, to już raczej nie dla nas. No chyba, że
wchodzilibyśmy przez następne dwa dni. Wystarczy porównać – z Morskiego Oka na
Rysy jest niewiele więcej niż 1000 metrów w górę, a wejść na szczyt nie było
nam nigdy łatwo. Co prawda Rysy są bardziej strome – ale zejście na dół Kanionu
to jednak kawał drogi. Generalnie taka trasa – w dół i do góry powinna być
rozłożona na dwa lub trzy dni i powinny być zaplanowane noclegi w miejscach do
tego wyznaczonych. Może jeszcze kiedyś :) z pielęgniarką i lekarzem na wszelki
wypadek :) Na tej wycieczce zeszliśmy
tylko kawałek. Ale dobre i to. Jakby nie było, możemy z czystym sumieniem
powiedzieć, że schodziliśmy na dno Wielkiego Kanionu.
Droga w dół na pierwszym odcinku była
dosyć szeroka i piaszczysta. Piach był szary i bardzo pylisty. Kurzyło się
niemiłosiernie. Do tego było gorąco bo podpiekało nas słoneczko. Drogą tą
schodzą również muły, co nietrudno było zauważyć patrząc pod nogi. Trzeba było
nieźle uważać, żeby się nie poślizgnąć na jakiejś minie poślizgowej.
Wrażenia były nieco inne niż przy
oglądaniu Kanionu z punktów widokowych, ale były to piękne wrażenia. Kanion prezentował się z tej perspektywy też
znakomicie.
Na
środku poniższego zdjęcia, na dole, widać ścieżkę na jej dolnym odcinku.
A poniżej przekrój wysokościowy całej
ścieżki. My nawet nie doszliśmy do pierwszego punktu, czyli Supai Tunnel. Ale
daleko już do tego punktu nie było. I co tu dużo mówić szliśmy w miejscu najsilniejszego spadku.
A ostatnim miejscem nad Wielkim Kanionem,
które odwiedziliśmy był rejon nazwany North Rim - najbardziej popularny punkt po
tej stronie. Tutaj jest hotel z pięknym widokiem na kanion, z tarasem
widokowym, gdzie na leżaczkach leżą sobie turyści, piją drinki i patrzą jak tu
pięknie. I jest tutaj jeden z
najpiękniejszych punktów widokowych: Bright
Angel Point. Idzie się do niego płaską, wygodną ścieżką, ale bardzo
wąską, a z dwóch stron ścieżki są potężne urwiska., więc ten spacer robi duże
wrażenie. Dla osób z lękiem wysokości nie do przejścia. Ale warto dojść do samego końca, czyli do
Punktu Jasnego Anioła, bo widok stamtąd jest wyjątkowo rozległy.
A potem powędrowaliśmy sobie jeszcze brzegiem urwiska
podziwiając widoki i ekspozycję punktów widokowych. Na poniższym zdjęciu jak się dobrze wpatrzymy zobaczymy sylwetki ludzkie w punkcie widokowym
Kolejny ciekawy punkt widokowy z widocznym turystą lub turystką
A tutaj już Agnieszka w tym samym miejscu, które widać z oddali na poprzednich dwóch zdjęciach
Udana wizyta. Zajrzeliśmy jeszcze na moment do sklepu z
pamiątkami (dwa kolejne zdjęcia są zrobione przez szybę budynku, gdzie jest
również hotel) i pojechaliśmy dalej.
Czekała na nas jedna z najwspanialszych amerykańskich tras do
Page poprzez Marble Canyon. Mieliśmy już
okazję nią jechać trzy lata temu. Preria, czerwone góry i widok na rzekę
Kolorado w głębokim kanionie. Wspaniałe otwarte przestrzenie. ogromne głazy,
które oderwały się od czerwonych, stromych ścian. Nie sprzyjało nam światło,
ale jakieś zdjęcia wyszły. Poniżej rozległa preria, zamknięta czerwoną skalną ścianą.
A poniżej nasza droga. Pusto i pięknie, minimalny ruch samochodowy, żadnych osad, żadnych miast, żadnych zakładów, pól, drutów, tylko przyroda.
A
przy kanionie Marble, jak trzy lata temu, Indianie sprzedawali swoje wyroby.
Nawet ten sam gruby Indianin był, od którego chciałem kupić tomahawk, ale nie
dobiliśmy wtedy targu.
Tuż przy Page jest jeszcze jedno ciekawe
miejsce, które mieliśmy w planie, tzn. Horseshoe Bend – miejsce gdzie rzeka
Kolorado płynie w kanionie i zakręca w drugą stronę tworząc niezwykłe zakole.
Miejsce piękne. Ale trzeba było do niego kawałek dojść. W jedną stronę 1,2 km w
górę i w dół po czerwonym, sypkim piachu, wśród roślin o dziwacznych zielonych
kolorach.
Byliśmy już zmęczeni, ale warto było się przemęczyć. Nie była to jednak dobra pora na oglądanie, bo słońce świeciło prosto w oczy i trudno było zrobić zdjęcie. I Agnieszka ciągle mnie ograniczała w szukaniu lepszego miejsca, bo bała się że spadnę. A rzeczywiście byłoby skąd spaść. Urwisko niesamowite i niczym niezabezpieczone.
I w ten sposób dzień wypoczynkowy mocno nam się wydłużył, ale na szczęście dołożono nam jedną godzinę, więc nie było źle. Tym bardziej nie było się czym denerwować, gdyż następny dzień miał być już na zupełnym luzie.
A na koniec zdjęcie satelitarne z pokręconą rzeką Kolorado i słynnym zakrętem Horseshoe Band
I nie tylko
A współcześnie mamy Święta Wielkanocne. Pogoda raczej kiepska. Ale wiosna jest już w rozkwicie.
To taki pierwszy etap, kiedy kwitną drzewa owocowe, magnolie, a w lasach
zawilce. Drugi etap to kwitnące na potęgę mlecze, a potem to już bzy i tak
dalej. Na razie mamy pierwszy etap. Pierwszy dzień Świąt minął szybko. Na
świąteczne śniadanie była jak zawsze zupa chrzanowa z jajkiem i białą kiełbaską
no i rzecz jasna inne przysmaki. A przed Świętami, w Wielki Piątek jak zawsze robiliśmy
tradycyjnie z Martą pisanki. Jej pisanki jak zawsze były nieco ładniejsze. Dziecko
Marta oprócz posiadania zdolności w zakresie nauk ścisłych, oprócz tego że radzi
sobie doskonale z programowaniem dla wielkiego Tom Toma (nie mylić z Toi Toiem)
to ma niewątpliwy talent artystyczny.
Zapisała się na kurs ceramiki i lepi z gliny różne różności. Z okazji Świąt
dostaliśmy od niej wspaniałą ceramiczną kurę. Koszyczki świąteczne były jak
zawsze dwa i jak zawsze poszliśmy w dwójkę je poświęcić – taka nasza tradycja.
Poniżej zdjęcia przedświąteczne z piękną kurą na pierwszym
miejscu.
A dalej kilka zdjęć ze świątecznego śniadania w pierwszy
dzień Świąt.
Pies jest jak widać w dobrej kondycji i jak zawsze ma pretensje, że nie ma dla niego pełnoprawnego miejsca przy stole, więc się o to miejsce dopomina. Psisko w ostatnich miesiącach niedomagało, było częstym pacjentem u naszego pana weterynarza, ale wygląda na to, że ma się zdecydowanie lepiej. Jak na swoje prawie 11 lat wygląda dobrze i ma jeszcze sporo energii.
To już druga Wielkanoc, gdy nie ma przy stole dziadka Marty i
bardzo brakuje jego barwnych opowieści. Jeszcze dwa lata temu trzymał się
nieźle i z apetytem zajadał ulubioną zupę chrzanową.
Po obiedzie wraz z psem odprowadziliśmy Martę
do domu piękną trasą przez Park Julianowski i w drugą stronę wróciliśmy sami
też na pieszo. Pies dzisiaj głównie odpoczywa. Nawet przy śniadaniu nie domagał
się natrętnie miejsca przy stole. Troszkę tych spacerów było jak na niego dużo.
Park Julianowski a właściwie Park im Adama
Mickiewicza to chyba najładniejszy łódzki park. To zabytkowy park, z bardzo
starymi drzewami. Leży w dolinie rzeki Sokołówki i zajmuje prawie 50 ha. Jest
wydzielona w nim część leśna i część typowo parkowa, z pięknymi stawami. Rośnie
tutaj wiele ogromnych, potężnych dębów, a ponad 20 drzew zaliczono do pomników
przyrody. Zawsze mieszkałem w pobliżu parku, w odległości, którą można pokonać
na piechotę. I kolejna porcja wiosennych zdjęć z wczorajszego spaceru.
A na świecie i w Polsce bez większych
zmian. Uchodźcy dalej uchodzą, Europa brnie dalej w polityczną poprawność i
zmierza nie wiadomo gdzie. Terroryści ciągle się wysadzają, zabijając przy
okazji innych. Oczywiście gdy zamach jest w Europie to roztrząsa się to na
tysiąc sposobów, ale jak dziesiątki ludzi ginie gdzieś tam w Syrii lub Afganistanie
traktuje się to jak normalność. Korea Płn. pracuje intensywnie nad bombą atomową i rakietami,
które mogłyby dolecieć z tą bombą do Stanów Zjednoczonych, co Trumpowi nie
bardzo się podoba i postanowił przeciwdziałać. Ale Korea Północna to
najbardziej zmilitaryzowany kraj na świecie. Liczba ludności to około 23 mln
osób, a w siłach zbrojnych według szacunków służy 1,2 mln. osób. Dla porównania
w Polsce liczba mieszkańców to około 37 mln a w siłach zbrojnych służy na pewno
dużo mniej niż 100 tys. osób. Jest się zatem czego obawiać.
W Polsce opozycja chyba już się pogodziła,
że musi poczekać jeszcze 2,5 roku do wyborów. Rośnie w siłę Platforma, a słabną
w oczach Nowoczesna i KOD. Rządzącym natomiast wydaje się, że będą rządzić
wiecznie, a co najmniej jeszcze kolejną kadencję i popełniają coraz więcej
błędów. Moim zdaniem jeśli dotrwają do końca kadencji, to następna już ich
udziałem nie będzie. Za dużo głupot, za dużo nieprzemyślanych zmian, rodzące
się konflikty (Kaczyński, Macierewicz i Misiewicz pomiędzy niemi), ustawy, które
wprowadzane są bez należytej oceny skutków, powodują zamieszanie i złość wielkich grup społecznych. Akurat znam
doskonale jedną z tych nowych ustaw tak zwany pakiet przewozowy. Ileż tam jest
idiotycznych, dwuznacznych zapisów. Jest to prawo, które w wielu przypadkach nie
wiadomo jak interpretować, ale jak się zinterpretuje źle, to otrzyma się karę
co najmniej 20 tys. zł za każdy błąd. Z założenia ustawa ma uderzać z oszustwa
podatkowe (które za poprzedniej koalicji były ogromne i ciągle rosły), w
praktyce uderzy we wszystkich, w tym w tych najuczciwszych. Nikt kogo ta ustawa
dotknie już zapewne na PiS nie zagłosuje. A dotknie całą potężną grupę
przedsiębiorstw, w tym te, z którymi ja na co dzień współpracuję. Intencje może
były dobre, ale wykonanie fatalne. Znam
tę ustawę bardzo dobrze, a nawet wykorzystując okazję robię z tego szkolenia,
cieszące się dużym zainteresowaniem. Można powiedzieć, że wstrzeliłem się z
tymi szkoleniami w samą dziesiątkę. Ale biorąc pod uwagę całokształt, to trudno
mi się z tego cieszyć. A szanowni słuchacze na szkoleniach popadają w coraz
większe przygnębienie i widać w nich narastającą złość i zniechęcenie. A jest zapewne
wśród nich część wyborców PiS. Byłych wyborców. Smutne to. Ale nie po to są
Święta, żeby się smucić. Więc kończę ten temat. Za oknem wyszło słońce, zrobiło
się miło. I tym pozytywnym akcentem kończę ten dzisiejszy odcinek. I pozdrawiam
przy tej okazji wszystkich, którzy do mojego bloga zaglądają.